Czyli Opowieści z krypty – część 2
Zaraz po napisaniu pierwszej części – Tego tutaj już nie ma – wziąłem się za drugą, tylko tym razem nie o miejscach, czy przedmiotach, ale o ludziach, najczęściej nam bliskich, których już z nami nie ma. Napisałem tytuł i… Zapomniałem o tym całkowicie. Jakiś czas temu rozmawiałem jednak z moim kolegą, którego ostatnio widziałem trzydzieści dwa lata temu. Zobaczyłem go przypadkiem na jakimś „fejsbuku”, napisałem i już po chwili gadaliśmy przez telefon. W pewnym momencie rozmowa zaczęła wyglądać tak, że ja pytałem, co słychać u tego, czy tamtego wspólnego znajomego i odpowiedź w większości przypadków brzmiała – nie żyje…
To odrobinę wstrząsające przeżycie. Owszem, nie widzieliście się jakiś czas z tymi paroma kumplami, bo jakoś tak się złożyło, że Wasze drogi się rozeszły, wyprowadziliście się do innego miasta, albo nawet do innego kraju, ale… To przecież było zaledwie „wczoraj”? I większości z nich już nie ma! Albo są dziadkami i babciami z siwymi włosami (lub bez włosów).
Dobrą ilustracją tego co chcę powiedzieć, są rysunki Igora Myszkiewicza, prezentowane na świetnym, choć o nieco wisielczym humorze, blogu, Kryzys Wieku… Przytoczę tylko jeden, ale zachęcam Was do odwiedzenia strony Igora. Jest ich tam zdecydowanie więcej.

Zwykle na wspominki nachodzi nas w okolicach Święta Zmarłych, ale zacząłem ostatnio przeglądać swoje stare negatywy i… Pomyślałem, że dokończę tą opowieść, ale nie będę nic opisywał. Pokażę Wam tylko parę zdjęć. Czy to ma znaczenie, kto na nich jest? Świat już o nich zapomniał, albo wkrótce zapomni. Coraz częściej i szybciej zapomina i to chyba ma jakieś uzasadnienie. Meksykanie w dniu zmarłych (Día de Muertos) ustawiają w domach „ołtarze” ku czci swoich bliskich, z ich fotografiami i wierzą, że ich ukochani, którzy odeszli, będą żyli tak długo, na tamtym świecie”, jak długo będzie istniała pamięć o nich. Taki ołtarz (ofrenda) powinien składać się z siedmiu ostatnich pokoleń, ponieważ dusza musi przejść siedem „poziomów”, by zaznać wiecznego spokoju. Gdy rodzina zapomni o kimś, przed upływem tego czasu, jest po nim…
Być może tak jest naprawdę i być może… Na tamtym świecie byłoby zbyt tłoczno, bo przecież ludzkość się wciąż rozrasta, a więc lepiej jest zapomnieć, by zrobić miejsce dla nowych? Nie wiem. Ale tak poważnie mówiąc…
Pamięć jest na fotografiach.
Dlatego często uświadamiamy sobie, że nie mamy kogoś na zdjęciach, bo… Nie zdążyliśmy ich zrobić. Znacznie silniej, niż w przypadku miejsc i przedmiotów, działa tutaj zasada – Fotografujmy, póki możemy. Bo później będziemy żałować.
Reszta jest, jak to mówią, milczeniem…








Na koniec, krótki film… Nakręcony filmową kamerą 8mm, w 1995 roku, w czasie żniw. Ci faceci, którzy tam siedzą i tak gorąco dyskutują o polityce, o historii i Bóg jeden wie o czym jeszcze, wszyscy już odeszli na tamten świat. Wśród nich, był również mój ojciec…
Bardzo dobry tekst. Mamy wszak też tę drugą stronę fotografii, o której chyba czasem zapominamy szukając modnej ostatnio wizualnej perfekcji.
Film świetny. Tak, swoją drogą, pomyślałem właśnie ostatnio, że szkoda, że te 30 lat temu nie miałem nawet najprostszej kamery, która mogłaby utrwalić choć krótkie chwile życia tego zatrzymanego na zdjęciach świata.
A ja, ku swemu zaskoczeniu, kilka lat temu na jakimś obcym kanale na YT znalazłem kolorowy film nakręcony na wakacjach przez mojego ojca, teraz już ponad 50 lat temu. Z uwiecznionych na nim ludzi jeszcze tylko dzieci zostały…
O, z tymi filmami to nie raz dzieją się ciekawe rzeczy. Jak naprawiałem jeszcze aparaty, pod koniec lat 90, miałem jednego klienta, lekarza, zakręconego na punkcie starych filmów. On był zdaje się zakładowym konowałem w fabryce obuwia Radoskór. Zniszczonej w czasie tzw „przemian ustrojowych”. I on się jakimś cudem dorwał do filmów, które tam kręcono, najczęściej na „szesnastkach”. Bo wiesz, że każdy większy zakład wtedy, miał swoje wycieczki, wczasy, ośrodki wypoczynkowe w górach, czy nad jeziorami, miał też koło fotograficzno filmowe (jak w „Amatorze”), co moim zdaniem dowodzi, że jednak nie wszystko w tej Polsce Ludowej było złe. Która firma prywatna zadba o swojego pracownika, żeby mógł jeszcze w robocie realizować swoje hobby i swoje talenty? Ale to jest temat na osobny artykuł…
W każdym razie, konował ów, przynosił mi te filmy, żebym mu je skopiował na kasety VHS. No i kopiowałem. Szkoda, że nie zostawiłem sobie więcej kopii, bo tam naprawdę trafiały się takie perły, że szczęka opada. I gdzie się to wszystko podziało? Albo przejęli to jacyś pasjonaci, którzy mieli z tym do czynienia, albo cwaniaki, co przewidzieli, że kiedyś na allegro będą mogli wołać za te pamiątki worki pieniędzy, albo po prostu zostało to wywiezione na śmietnik. A to są rzeczy BEZCENNE.
Ot, taka mała dygresja, na temat poziomu kultury społeczeństwa i na temat tego, jaką wagę ludzie przykładają do pamiątek (vide – temat na pewnym forum)
I widzisz, Grzegorzu. Tych kilka niedoskonałych zdjęć, niektóre mi znane, kiedyś „fotografia codzienna” a dzisiaj skarby. Nawet jeśli (poza Twoim Tatą i kolegą z papierosem) nie wiem kto na nich jest. Swoją drogą zdjęcie „człowieka opartego o łopatę” to jedno z moich ulubionych jakie kiedykolwiek zobaczyłem. Ono dla mnie symbolicznie przedstawia wszystkich, których twarze nie uchowały się na moich zdjęciach bo … ich nie zrobiłem. To zdjęcie czasem przywołuję sobie z pamięci i gdybym miał zebrać „rolkę” zdjęć w postaci 36-stronicowego albumu na bezludną wyspę, znalazłoby się w nim w tak doborowym towarzystwie jak „Joy of life” Fana Ho czy obdziany w szmaty dumny Indianin Martina Chambiego.
Zupełnie rzuciłem cyfrę … z braku czasu. Tylko baterie pilnuję aby były naładowane w 70%. Zwykle mam przy sobie Smienę, Chinona a od święta takie wynalazki jak Pentacona SIX czy Kodaka Brownie. I tym co mam pod ręką, robię zdjęcia ludziom. Choćby w niesprzyjających warunkach, w czasie pracy, Panu Henrykowi. Jednemu z najlepszych diagnostów samochodowych jakich spotkałem, człowiekowi starej szkoły o któym pamięć pewnie niedługo zaginie. I menelowi Krzysiowi, i bratu, i kumplowi z pracy, i koleżance w ciemni. I ślimakowi, drzewu, skojarzeniom, resztce muru, zrozumiałemu dla kilku osób żartowi i abstrakcjom. Nie chce mi się skanować. W zupełności wystarcza mi trzask mechanizmu, smrodek tiosiarczanu i odbitka na starszym od siebie Fotonbromie, ratowana ciepłym litem.
Od tygodnia zaś siedzę pieczołowicie czyszczę znaleziony na wysypisku skarb. Archiwum kilkuset szklanych klisz 9×12, rocznik 1953 i 1954 z Komendy Wojewódzkiej MO Szczecin i WUBP Szczecin. Setki ludzi, zakazanych mord jak i wyglądających jakby zupełnie przypadkowo znaleźli się przed obiektywem, z głową opartą o widełki unieruchamiające. Półprofil, en face, profl, numer, indeks, następny. Bikiniarze, biedota, skurwysyny, przekupki, świadkowie. Ze 300 do odratowania, pozostałe może 500 zwykle sklejone po kilka w stosik bo dorwał je deszcz. Z tych klisz 1-2 ujęcia daje się odmoczyć. Nie wiem po co to robię ale nie mogę się powstrzymać.
Nie mów, że „nie wiesz po co to robisz”, bo ja już Ci zazdroszczę. Dobrze to ująłeś. To jest prawdziwy skarb! Z tego można zrobić wspaniałą wystawę, a skoro to ma 70 lat, to pewnie nie byłoby problemu z kwestią publikacji wizerunków. Zwłaszcza, jeśli jedyne czym dysponujesz, to te widoki zakazanych mord… Żadnych nazwisk. No coś pięknego! Ja sobie próbuję wyobrazić ogrom ładunku emocjonalnego, jaki jest uwięziony w tych szybkach. Ogrom indywidualnych historii, tragedii i przeżyć w ogóle. Jakeś Ty na to wpadł?
Od dziecka mam bezwarunkowy odruch przemierzania dzikich wysypisk, półlegalnych miejsc składowania odpadów wielkogabarytowych itp miejscówek, przy okazji spacerów. W ciągu ostatniego roku znalazłem kilka m3 styropianu, wełny, drewna. Drzwi które po przycięciu będa idealne do łazienko-ciemni (bo mam niską). WC, brodzik, sprawną pralkę z lekko pożółkłym panelem, rury kanalizacyjne (nowe), nowe tapety, płytki, kleje, farby i inną chemię budowlaną w ilościach dla kogoś resztkowych, dla mnie z zapasem. Meble w stanie „jakby pod moją chatę robione” lub do niewielkiej przeróbki. Piękny dywan z nadszarpniętym narożnikiem który i tak musiałbym obciąć. Niewiele musze dokupić aby wyremontować mieszkanie. Wśród tych gratów także kilka części do motocykla, filtr polaryzacyjny, rolkę filmu Foton (udało się zrobić i wywołać!), dwie ramki do zdjęć.
Ostatnio zaś omawiany zbiór klisz. Jakim cudem znalazły się w Gdańsku – pojęcia zielonego brak. Coś dziwnego z nich bije. Zwłaszcza że to końcówka czasów stalinowskich. Wielu sportretowanych zapewne trafiło na Komendę z przyczyn daleko odbiegających od kryminalnych. Patrzysz na ludzi od wystraszonych do znudzonych, zastanawiasz się kim byli. Degeneraci, recydywa, polityczni z przypadku, świadkowie jakiejś huliganerki, zupełnie losowi złapani za byle co dla uzupełnienia statystyk, doliniarze, bimbrownicy, handlarki pietruszką, prostytutki, matka przebiegająca na czerwonym chcąc kupić ostatnie mleko wproszku bo rzucili – bez akt można tylko gdybać. Wciągające. Galeria typów dzisiaj już niespotykanych. Ilustracja do „Mostu Królowej Jadwigi”, dziejów lubelskiego komisarza Maciejewskiego czy tużpowojennej Warszawy będącej tłem „Złego”.
Ja bym bardzo chciał tą Galerię obejrzeć kiedyś. Bo takich rzeczy nie znajdziesz w oficjalnych i „mainstreamowych” publikacjach. Przynajmniej do tej pory nikt na to nie wpadł. Z tego, co czytałem w dawnych magazynach (Fotografia, Foto), był to problem znany już w przeszłości. Często całe archiwa, skrzynie wypełnione szklanymi negatywami, trafiały na śmietnik, bo nie chciało się nikomu tego trzymać. Pomyśl, jak bezcenne dziś, byłyby to materiały!
Piękne zdjęcia, piękny film… popłakałam się
Dziękuję Sara… Choć są to obrazy znane mi dobrze, też nie potafię ich obejrzeć bez wzruszenia…