Czyli co nam diabli nadali.
* Większość ludzi używa skrótu AI (Artificial Intelligence), ale ja wolę polską nazwę SI (Sztuczna Inteligencja). No bo właściwie, dlaczego nie?
O sztucznej inteligencji (modny ostatnio temat) pisałem niedawno, ale głównie w kontekście fotografii. Od tamtej pory sporo się wydarzyło, choć minęło zaledwie kilka miesięcy. To dzieje się bardzo szybko i pojawia się mnóstwo nowych faktów, o których jeszcze „wczoraj” nikt nie ośmielał się roić. W fotografii i we wszystkich innych dziedzinach. Z tego też powodu, cały artykuł, w momencie gdy go czytacie, prawdopodobnie jest już nieaktualny.
Przyjrzyjmy się pokrótce samej fotografii. Zacznijmy od tego, czym jest fotografia, a przede wszystkim, fotografia amatorska. Pisałem o tym nie raz, więc krótko – Jest to hobby polegające na zatrzymywaniu chwili na negatywie, bądź matrycy cyfrowego aparatu, by móc później komuś pokazać (albo przypomnieć sobie samemu) uczucia, które nami kierowały w momencie naciskania spustu migawki, człowieka, miejsce, albo wydarzenie, co do których mamy podejrzenia, iż nigdy więcej nie będzie dane nam ich ujrzeć, a w każdym razie nie w takiej samej kondycji…
Co jest najfajniejsze w fotografii amatorskiej? Co sprawia, że na wycieczki zabieramy plecak obiektywów, aparat, czasami też statyw i mozolnie ustawiamy kadr, wybieramy odpowiednie światło, aż wreszcie czekamy z niecierpliwością na wywołanie filmu, lub obrabiamy godzinami zdjęcia, by osiągnąć najlepszy możliwy efekt? Przecież na dobrą sprawę, każde miejsce na świecie zostało już uwiecznione, obfotografowane i opublikowane w postaci albumu, bądź zaprezentowane na stronie internetowej. Nie prościej więc byłoby po prostu… Kupić ten album, albo ściągnąć sobie parę fotek z jakiegoś portalu ze zdjęciami?
Pewnie by było prościej, ale…
My chcemy to zrobić Sami.
Dlatego mijamy obojętnie wystawy z pięknymi kolorowymi fotografiami zamku, pod którym właśnie jesteśmy, wyciągamy sprzęt i… Produkujemy dokładnie te same ujęcia, tylko że nie tak kolorowe i nie tak ostre, jak te z wystaw. To jednak nie ma znaczenia. Cieszymy się jak dzieci, bo mamy świadomość, że dzięki naszemu zaangażowaniu, zdobytej wiedzy, doświadczeniu, a także kupionemu (nie raz kosztem ogromnych wyrzeczeń) aparatowi, zdjęcia te są lepsze od wszystkich najbardziej wypasionych, profesjonalnych produkcji.
Czy zatem… Cieszylibyście się, gdyby po wycelowaniu „aparatu” (nazwijmy go tak umownie) w nasz zamek, miast przenieść pomniejszony przez soczewki obiektywu obraz, na film, lub matrycę, oprogramowanie w ułamku sekundy zlokalizowałoby ów zamek na mapie* (mając wbudowany GPS i Wi-Fi), a następnie wybrało z dostępnych w sieci zasobów, najlepsze możliwe ujęcie i… Tadam! Mamy to na naszej „chmurze”! Sprawiłoby Wam to przyjemność?
* Taki aparat został już zbudowany, przez niejakiego Bjorna Karmanna.

CZEMU więc, zachwycacie się „sztuczną inteligencją”, która szturmem zdobywa rynek i sztucznie wygenerowanymi przez nią obrazkami, nie mającymi nic wspólnego z ŻADNĄ istniejącą rzeczywistością?
Na portalach społecznościowych są różne grupy fotograficzne. Np „Magnum Photos” (swoją drogą, nie wiem na jakiej zasadzie używają tej nazwy, bo przecież nie jest to „ta” agencja Magnum, o której myślicie). Albo „Black & White photography”. „Film Photography”, „Portrait Photography” itd… Zwróćcie uwagę, że każda z tych nazw zawiera słowo – Fotografia. Tymczasem, od kilku miesięcy, masowo pojawiają się na tych stronach grafiki stworzone przez SI. Beznadziejne, cukierkowate i mdłe, przypominające kiczowate malunki, jakie sprzedają masowo na straganach, w miejscowościach wypoczynkowych. Oczywiście ci, którzy to gówno publikują, udają głupków i starają się wmówić wszystkim, że to są najprawdziwsze zdjęcia. W każdym razie, nie wspominają ani słowem, że to grafiki zrobione na komputerze. Na przykład, obrazek czarnego człowieka z żyrafą…

Gdyby ktoś zrobił takie zdjęcie, powiedzmy dwadzieścia lat temu, to założę się, że dziś uczylibyśmy się o nim z podręczników fotografii. W każdym razie, na pewno dostało by jakąś nagrodę. Rzecz w tym, że takie zdjęcie jest bardzo trudno zrobić. Fotografowie mogący się pochwalić podobnymi „strzałami”, czekali nie raz na dogodną sytuację całymi miesiącami. Nie mówiąc o odpowiednim przygotowaniu, sprzęcie itd. Dziś, byle cymbał siada do komputera i wydając „sztucznej inteligencji” kilka poleceń, może coś takiego „stworzyć”. Nie ruszając tyłka z krzesła.
Ponieważ użytkownicy takich portali (zwłaszcza fb) to dyletanci, więc „obrazek” dostaje dziesiątki lajków i komentarzy wyrażających zachwyt. Mało kto zauważa, że jest to „fejk”, a „tfórca” jest zadowolony, ponieważ bez SI, nie stworzyłby niczego. Tak więc SI jest wybawieniem dla każdego beztalencia, bo dzięki temu może błyszczeć na fejsbukach i udawać wielkiego fotografa.
Niektórzy mówią (a właściwie bezmyślnie powielają głupią tezę), że „SI zabiera pracę fotografom i oni się wściekają, bo są po prostu zazdrośni.” Co za kretynizm! Przecież to nie jest fotografia! Nie zdajecie sobie sprawy, że wprowadzając SI do sztuki, nie niszczycie fotografów, ale samą sztukę? Jeśli 70 procent wszystkich zdjęć w takiej grupie na fb, to „podróby”, to jaki sens ma pokazywanie prawdziwych fotografii? W końcu dojdzie do tego, że nikt nie uwierzy w prawdziwość żadnego zdjęcia. Już ludzie nie wierzą! Poza tym, co z tego, że pojedziesz w podróż swojego życia, np do Afryki i będziesz robił zdjęcia w jakiejś zapadłej murzyńskiej wiosce, do której nie dotarła jeszcze cywilizacja? Skoro byle gnojek siądzie do komputera i natłucze takich „zdjęć” milion? Wszelkie grupy na fb, strony, serwery ze zdjęciami, aż się roją od pomarszczonych szlachetnych twarzy starców, zatroskanych matek z dzieckiem na ręku i wygłodniałych murzyniątek z oczami jak spodki… I to wszystko w najbardziej egzotycznych sceneriach, jakie można sobie tylko wyobrazić. Hindusi, Arabowie, Czerwonoskórzy… Możecie sobie wymyślić najbardziej niedorzeczny obrazek (np Hindus z balansującą na jego głowie Japonką, ćwiczącą kendo, siedzący na słoniu, który stoi na wierzchołku góry lodowej, gdzieś u wybrzeży Arktyki… Prosz bardzo. Kilka kliknięć i Tadam! Zrobione. Na tle zachodzącego słońca. Albo dwóch, czy trzech słońc, jeśli chcecie…
Ci obłąkańcy oczywiście argumentują, że „SI może bardzo pomóc w obróbce prawdziwych zdjęć, których innym sposobem nie dałoby się uratować, albo kosztowałoby to dużo pracy”. Na fb pojawiły się nawet reklamy pewnego oprogramowania, gdzie w komentarzach ludzie „dziękują tej firmie za uratowanie życia” (naprawdę?). Gdzieś widziałem nawet zdjęcie starszej pani umierającej na raka, której to oprogramowanie podobno w czymś tam pomogło… Poziom tego szamba sięgnął już takiego dna, że nie cofają się przed niczym. Bo oczywiście większość tych komentarzy, to bezlitosny cyniczny marketing. Jak niemal wszystko w dzisiejszym zakłamanym świecie.
Jest taka reklama, nowej nakładki na PS, która wykorzystuje ponoć SI. Jest to zdjęcie kolarza, który jedzie starą drogą. Asfalt jest popękany tu i ówdzie, co nadaje owej drodze trochę tajemnicy. Gdzie taka jest? W jakiej zapadłej dziurze? A może to jakieś opuszczone miejsce?
Na szczęście mamy sztuczną inteligencję. Kilkoma ruchami usuwamy pęknięcia, wygładzamy asfalt, likwidujemy niepotrzebne krzaki na poboczu, a na środku pojawia się żółta przerywana linia, nieco rozmazana, by podkreślić szybkość kolarza. Zdjęcie jest teraz „obrobione” i pozbawione wszystkiego co interesujące. Zadowoleni?
Przyczyną, dla której ci bandyci tak nachalnie wciskają nam SI, jest potworna kasa, którą można zarobić i czas. Który gra na ich niekorzyść. W peletonie tego wyścigu jest duża konkurencja, a tort, który czeka na mecie, jest ogromny i bardzo grubo polany lukrem w kolorze green. Krótko mówiąc, kto pierwszy, ten lepszy, a więc wszystkie chwyty są dozwolone. Oglądaliście „Wyścig szczurów”? No to jest właśnie coś takiego. Tylko że jeszcze bardziej bezwzględne i brutalne.

Dlaczego SI jest tak dochodowym biznesem? Fotografia spełnia tu jedynie rolę narzędzia. Przynęty, jeśli wolicie. Podobnie jak umieszczenie aparatu fotograficznego (a raczej jego imitacji) w smartfonach. Chodzi o to, żeby każdy z ilorazem inteligencji mniejszym od 20 i talentem, jaki cechuje przeciętną cegłę, mógł zostać „artystą” i zrobić lepsze zdjęcia, niż „ten nadęty bufon z lustrzanką i wielkim obiektywem”. Bo tak właśnie oni nas nazywają. „Zacofanymi bufonami, którzy nie chcą pogodzić się z faktem, iż fotografia obliczeniowa w smartfonach, oraz AI, już właściwie przegoniła klasyczną fotografię, więc miotają się w bezsilnej zawiści i odmawiają przyłączenia się do głównego nurtu postępu.”
Tu małe wyjaśnienie. Manipulacja obrazem istniała, od kiedy istnieje obraz. Najpierw był to retusz, klasyczny fotomontaż robiony pod powiększalnikiem, później pojawił się Photo Shop, ale nigdy nikt się tym przesadnie nie zachwycał. Czemu? Po prostu, żeby zrobić coś takiego, potrzebne były pewne umiejętności, a często one nie wystarczały. Należało jeszcze się wykazać talentem i doświadczeniem. Algorytmy SI po raz pierwszy w historii, umożliwiły manipulację obrazem, kompletnym półgłówkom. Którzy nie muszą wiedzieć nic. Wystarczy jedynie powiedzieć co się chce. To dlatego te wszystkie grafiki tworzone przez SI, są takie kiczowate. Jelenie na rykowisku spaliłyby się ze wstydu, gdyby postawić takie „dzieła” koło nich…
Fotografia to tylko wierzchołek góry lodowej. A żeby opowiedzieć nieco o całej reszcie (tej schowanej pod wodą) i nie być posądzonym o tworzenie teorii spiskowych, powołam się na jakiś autorytet. Czyli na książkę Kaia Strittmattera – Chiny 5.0

Książkę tą powinni przeczytać przede wszystkim ci, którzy naiwnie twierdzą, że tzw „Sztuczna Inteligencja” ma za zadanie uczynić nasz świat lepszym, pomóc opracować nowe technologie, nowe leki, czy nowe materiały, dzięki którym nasze życie stanie się łatwiejsze. Książka ta opisuje system, w którym SI już działa, z powodzeniem i to od dawna. Historia Świata pokazuje dobitnie, że wszystkie ważniejsze wynalazki i technologie, przede wszystkim były używane w celu ujarzmienia, jednostek ludzkich, lub całych narodów. Ujarzmienia, lub eksterminacji. Głupotą (bo już nie tylko naiwnością) byłoby wierzyć, że tym razem stanie się inaczej…
Mówiąc krótko, motywy wprowadzenia SI do naszej rzeczywistości, są jasne. Pytanie tylko, JAK to zrobić, możliwie najszybciej i najskuteczniej. Być może pamiętacie, jak kiedyś mówiło się nieśmiało o projektach wszczepienia każdemu człowiekowi na świecie, specjalnego chipa, dzięki któremu nasze życie stanie się „lepsze”. Niepotrzebne staną się dowody tożsamości, będziemy mogli swobodnie podróżować, robić zakupy… Jak naiwnym trzeba być imbecylem, by uwierzyć, że to „dla naszego dobra”? Na szczęście ludzie wtedy (jeszcze) nie byli aż tak ogłupieni i zaczęli protestować. Dla twórców owej idei stało się jasne, że w ten sposób się nie da. Poszukali więc innej drogi i na początek wymyślili… Facebooka. Z tym jednak był inny problem. Choć portal ten pobił rekordy popularności, to wciąż było za mało. Bo poza milionami ludzi, dla których fb stał się bardziej niezbędny do życia, niż powietrze i jedzenie, pozostawała spora grupa tych, którzy potrafili się bez tego dziadostwa obejść. Próbowano coś z tym zrobić, wprowadzając konieczność posiadania konta na fb, do pewnych procedur, czy instytucji, z których korzystać musimy, ale to nadal było nieskuteczne.
I wtedy pojawił się smartfon…

„Oni” bardzo szybko się skapowali, że jeśli uda im się tak spopularyzować smartfona, żeby każdy człowiek na Ziemi, od biznesmena, po czarnego człowieka z serca Afrykańskiej dżungli, zapragnął go mieć, to osiągną to, o chcieli zrobić parę lat wcześniej, „chipując” ludzi, niczym bydło. Tylko że technologia jeszcze na to nie pozwalała. Postawiono więc wszystko na jedną kartę. Na rozwój smartfonów. Spójrzcie, jaki postęp (przez ostatnie 20 lat) dokonał się w fotografii. Albo w motoryzacji (i nie mam na myśli samochodów elektrycznych, do czego wrócę trochę później), czy w medycynie. W komputerach (tych dostępnych dla mas), oraz w wielu innych dziedzinach. Odpowiedź brzmi – niewielki…
Po co rozwijać te wszystkie rzeczy? przecież nie ma z nich żadnego pożytku. Za to smartfon… Czy dwadzieścia lat temu mogliście przewidzieć, jak dziś będzie wyglądał telewizor? Albo aparat fotograficzny? No pewnie że tak. Można było się spodziewać, że będzie trochę większy i będzie miał większą rozdzielczość. A telefon? Czy wyobrażaliście sobie, że będziecie mogli komunikować się z dowolną osobą na Świecie, na żywo i zupełnie „za darmo”? Albo oglądać telewizję, czy filmy na YT? Robić zakupy, płacić rachunki, kupować bilet w autobusie, rezerwować loty, prowadzić bankowość, włączać światło, oglądać co się dzieje w domu, gdy jesteśmy na wakacjach, robić zdjęcia, planować dietę i… Nie wiem co jeszcze, ale oni wciąż nad tym pracują.
W wielu dziedzinach życia JUŻ smartfon jest niezbędny. Jeżeli zrezygnujecie z jego używania, będziecie musieli zrezygnować jednocześnie z wielu rzeczy, bez których Wasze życie stanie się odrobinę… Uciążliwe. Producenci tych urządzeń mają „zielone światło” na stosowanie tzw „dobrowolnego przymusu” i w pełni z tego przywileju korzystają.
Czym naprawdę jest więc smartfon?
Jest to udoskonalona, niezwykle zaawansowana technicznie wersja tego „chipa”, którego w zamierzchłych czasach chcieli nam wszczepiać. Tylko że wtedy protestowaliśmy. Przeciwko smartfonom nie protestuje nikt, poza garstką „leśnych dziadków” i foliarzy. Tymczasem jest to po prostu urządzenie peryferyjne, „podłączone” do naszego mózgu. Jeden z klocków składających się na cały system zniewolenia. Nie wierzycie? To powiedzcie, czemu telefon ma tak mocną baterię? Czemu ma transmisję danych, GPS, Wi-Fi i to bez możliwości trwałego wyłączenia? Po co w telefonie „front camera”? Przecież nie po to, żebyście mogli sobie zrobić „selfie”.

Naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu (Wielka Brytania) i Trinity College w Dublinie (Irlandia), przeprowadzili niedawno badania, w toku których przyjrzeli się oni smartfonom czterech znanych dostawców, aby dowiedzieć się, ile informacji przesyłają te urządzenia. Część wniosków wskazuje, że aplikacje systemowe — które domyślnie są zainstalowane na smartfonie i przeważnie nie można ich usunąć — często nie podlegają jakimś szczególnym analizom. W przypadku innych aplikacji i usług użytkownicy mają jakiś wybór; tu funkcje śledzenia i nadzoru są zintegrowane z samym urządzeniem. Czyli krótko mówiąc, nie da się tego wyłączyć.
Wróćmy na chwilę do książki „Chiny 5.0”. Czytamy tam…
Sztuczna inteligencja to odpowiednik nowej elektryczności. Tak
twierdzi Andrew Ng, który dawniej kierował badaniami nad sztuczną
inteligencją w firmie Google i Baidu, a dzisiaj naucza na Uniwersytecie
Stanforda. SI nie jest jedną z nowych technologii – ona jest siłą, która do
wszystkich rodzajów cyfrowych danych stosuje algorytmy i która w ten
sposób będzie napędzała w przyszłości każdą gałąź przemysłu oraz wiele
aspektów życia prywatnego. Jest siłą, która wymyśli na nowo wszystko, co
da się ująć albo wspomagać cyfrowo – niezależnie, czy dotyczy to
kształcenia, medycyny, finansów, badań naukowych, transportu czy miasta,
w którym mieszkamy. Na nowo zostanie też wymyślone państwo
autorytarne…

– W przyszłości nie będzie korków na drogach ani zanieczyszczonego
powietrza. Każdy będzie mógł się odprężyć i cieszyć się dobrym nastrojem.
Sprawimy, że ludzie będą szczęśliwsi – fantazjował Robin Li, a na
zakończenie dodał: – Musimy wprowadzić sztuczną inteligencję do każdego
zakamarka ludzkiego życia. I właśnie to robią teraz Chiny. Szef partii Xi Jinping żąda, żeby jego kraj jak najszybciej stał się pierwszą światową potęgą w dziedzinie sztucznej inteligencji. Niecały rok po tym, jak AlphaGo pokonała Koreańczyka Lee (w grze w szachy – przyp. mój), i zaledwie dwa miesiące po zwycięstwie maszyny z Chin nad Ke Jie chińska Rada Państwa ogłosiła „Plan rozwoju sztucznej inteligencji następnej generacji”. Był to plan niezwykle ambitny. Sztuczna inteligencja, piszą jego autorzy, zmieni życie ludzkości i nada światu inne oblicze. SI będzie „nowym ośrodkiem międzynarodowej konkurencji; technologią, która opanuje przyszłość”. SI postawi na głowie przemysł i stanie się nowym napędem rozwoju gospodarki. I wreszcie, SI kryje w sobie nieznane dotąd „nowe szanse organizacji społeczeństwa”, co jest partyjną nowomową na określenie kontroli społecznej. „Guangming Daily”, partyjny dziennik dla intelektualistów, opisywał w pewnym artykule siłę i zamożność Chin w czasach, kiedy ludy na świecie były jeszcze społecznością rolniczą. „Potem nasz kraj przegapił rewolucję przemysłową” i pozostał w tyle za Zachodem. Teraz, w erze big data i SI, Chiny nie popełnią już tego błędu. „Digitalizacja jest dla narodu chińskiego prezentem, szansą tysiąclecia”.
W Chinach różne podmioty od pewnego czasu wykorzystują już big data
i sztuczną inteligencję – zaczynając od prywatnych przedsiębiorstw z branży nowych technologii, uniwersytetów, przez miasta, zarządy prowincji i ministerstwa, kończąc na armii. Plan ogłoszony przez Radę Państwa był tutaj rodzajem głośnego sygnału, teraz wszystkie wysiłki zmierzające do tego celu zostały połączone i zwielokrotnione. Do roku 2020 Chiny mają się zrównać w badaniach nad sztuczną inteligencją z przodującymi w tej dziedzinie krajami na świecie, a więc z USA. W roku 2025 Chiny chcą mieć na koncie „ważne i przełomowe” sukcesy w badaniu i zastosowaniu sztucznej inteligencji, a w 2030 roku Pekin chciałby być „najważniejszym na świecie centrum innowacji na polu sztucznej inteligencji”. Zgodnie z tym planem krajowy przemysł związany z SI ma do tego czasu osiągnąć wartość stu trzydziestu miliardów euro.
A „bezpieczeństwo publiczne, dzięki inteligentnym systemom nadzoru,
wczesnego ostrzegania i kontroli”, ma być szczelne jak nigdy dotąd. Plan wymaga nowych, „inteligentnych zastosowań” do „zarządzania społeczeństwem”, na przykład „analizy obrazem wideo, technologii identyfikacji, biometrycznych technologii identyfikacji, inteligentnych produktów bezpieczeństwa i produktów policyjnych”. I jak zawsze w Chinach, rozwój dokonuje się w zawrotnym tempie, napędzany wieczną pogonią za innymi, których trzeba prześcignąć…
Dzięki technologii firm SenseTime i Megvii ludzie mogli uruchamiać
smartfony Huawei albo Vivo, pokazując swoją twarz, znacznie wcześniej,
niż wpadła na ten pomysł firma Apple. Ponadto można w ten sposób
zamawiać frytki w Kentucky Fried Chicken w Hangzhou. Albo zapłacić za
wszystkie zakupy aplikacją Alipay, jak to regularnie robi już pięćset dwadzieścia milionów Chińczyków. W chińskich hotelach kamery Megvii
sprawdzają, czy gość jest rzeczywiście tym, za kogo się podaje. Na dworzec
w Kantonie czy Wuhanie wpuszcza się tylko tych, których twarz można
zeskanować i porównać z policyjnym rejestrem danych. Firma testuje
właśnie bezobsługowe supermarkety.
– Korzystając z naszych kamer, możemy się dowiedzieć, w jakim wieku
są klienci, czy są wysportowani i jakie marki ubrań noszą – mówi Xie. –
A na podstawie rzeczy, które kupują, możemy stwierdzić, do której grupy
obywateli należą. Dzięki temu później można do nich dotrzeć z konkretną
reklamą i specjalnymi ofertami…

W Chinach w 2016 roku było sto siedemdziesiąt sześć milionów kamer
monitoringowych; w tym samym czasie w USA były ich sześćdziesiąt dwa
miliony, a zatem na jednego mieszkańca przypadało więcej niż w Chinach.
Chiny pozostają jednak na pierwszym miejscu, które zapewniają im
ambitne plany i tempo ich realizacji – do roku 2020 zamiast stu
siedemdziesięciu sześciu milionów kamer ma być ponad sześćset milionów, duża ich część będzie wyposażona w technologie SI…
I tak dalej…
1984 George Orwella? Dajcie spokój. To bajeczka dla grzecznych dzieci. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jakim potężnym narzędziem jest współczesna technologia i SI. I jeśli ktoś z Was ma jeszcze wątpliwości, czy aby ta technologia nie zostanie użyta przeciwko ludzkości, to proponuję przeczytać całą książkę, a nie tylko powyższe fragmenty. Ona JUŻ jest używana przeciwko ludzkości. Wyobrażamy sobie, jak może wyglądać w przyszłości „bunt maszyn”, na podstawie takich filmów, jak Terminator, czy Matrix. Że maszyny będą nas zabijać karabinami… Co za naiwność. Po pierwsze, karabin to średniowiecze. Dziś eksterminację można przeprowadzić w białych rękawiczkach i to pod pretekstem działania dla naszego dobra. Żebyśmy sami sobie ten sznur założyli na szyję i sami wleźli na stołek…
Po drugie – Ta wojna przyszłości już trwa! Spójrzcie, co oni z nami robią! Kazali się nam szczepić? Zaszczepiliśmy się. Kazali chodzić w maseczkach? Chodziliśmy. Każą nam zamieniać samochody z silnikami diesla na elektryczne? Robimy to i cieszymy się, jak kretyni, myśląc, że „chronimy planetę”. Wmówili nam, że energia podrożała czterokrotnie, „bo tak musi być” i uwierzyliśmy. Co będzie następne? Powiedzą nam, że każdy powyżej 50 roku życia, ma popełnić samobójstwo. I co, zrobicie to?

Co my z tym robimy?
Bawimy się beztrosko i cieszymy jak nagi w pokrzywach. W czasie Drugiej Wojny Światowej, hitlerowscy barbarzyńcy dawali polskim dzieciom zabawki z materiałem wybuchowym w środku. Dzieciom trudno się dziwić, że się na to nabierały. Brały takiego „misia” i gineły, rozszarpane przez granat. Jakim skurwysynem trzeba być, by postępować w ten sposób! A jednak… Smartfon, SI, oprogramowanie wyręczające nas w różnych czynnościach, to są takie „misie z bombą w środku”. I choć my nie jesteśmy dziećmi, zachowujemy się dokładnie tak samo. Po pierwsze – Nie zdajemy sobie sprawy, że jest to bomba (a ściślej mówiąc, zapalnik), po drugie – sami tego chcemy, wręcz pragniemy i kupujemy, często za duże pieniądze, po trzecie – W ogóle nie dajemy sobie przetłumaczyć, że to zasadzka! A „oni” bardzo intensywnie pracują nad tym, żebyśmy nie poznali prawdy. Jak to robią? Przede wszystkim:
Dezinformacja.

Dowiecie się o tym więcej z książki, ale tak w skrócie… Podstawową różnicą pomiędzy dajmy na to, średniowieczem, a czasem obecnym, jeśli chodzi o ujarzmianie ludzkości i nie tylko, jest informacja. I jej brak wtedy. Owszem, bywały różne wici, posłańcy, a nawet coś w rodzaju poczty, jednak były to techniki mało efektywne, bo docierające tylko do nielicznych i dodajmy, niezwykle powolne. Lud zaś ciemny, niepiśmienny, wiedział o świecie ino tyle, co powiedział ksiądz na kazaniu, albo wójt. O ile powiedział prawdę i o ile w ogóle zechciał swój lud oświecić. Później pojawił się druk, gazety, wreszcie radio, telewizja i facebook. Informacja stała się czymś, co jest dostępne (i zrozumiałe) dla każdego, czego nieuniknionym następstwem był jej przesyt. Przestało nas interesować, co się dzieje, dlaczego się dzieje i gdzie się dzieje. Serwisy informacyjne zaczęły być „obrabiane” tak, by stanowiły lekkostrawną, nieskomplikowaną papkę, wystarczającą dla zaspokojenia potrzeb tłumu. W rezultacie informacja przestała informować, zaczęła służyć jako narzędzie kształtowania umysłów. Ponieważ wciąż jednak istnieją jakieś informacje, które mogą mieć dla nas duże znaczenie, zadbano również i o to, żeby nie dotarły do większej liczby odbiorców. Stworzono kontrę. System dezinformacji, który działa w ten sposób, że informacje fałszywe, wprowadzające w błąd, a czasem po prostu głupie, miesza się z informacjami istotnymi, by te drugie ośmieszyć i zdezawuować. Odebrać im powagę i wiarygodność.
Weźmy pierwszą z brzegu grupę na facebooku, gdzie się mówi o kłamstwie szczepionek, kłamstwach polityków i wielu innych, modnych kłamstwach. Pojawia się wpis, sugerujący, że Ziemia jest płaska (sic). Oczywiście jest to wierutna bzdura, ludzie się buntują, piszą negatywne komentarze. I tylko jeden człowiek zauważa, że być może, cała ta grupa została stworzona po to, by kilka „gorących tematów” wymieszać z pierdołami o płaskiej Ziemi i w ten sposób stworzyć wrażenie, iż te inne fakty, to TEŻ są bzdury? Wymysły szaleńca i teorie spiskowe? Człowiek ten dzieli się swoim spostrzeżeniem i… Jego wpis zostaje usunięty.

W rezultacie, gdy ktoś ujawni, że np. szczepionki na rzekomego wirusa (którego nie było), to w istocie część planu eksterminacyjnego, mającego zmniejszyć liczbę populacji Świata z prawie ośmiu miliardów do około pół miliarda, albo, że sztuczna inteligencja uczyni z nas niewolników, sypią się na niego szyderstwa i obelgi – Aa, to ten od płaskiej Ziemi, foliarz, antysystemowiec, wróg 5G, troll i w ogóle nawiedzony…
Prawda że genialne i skuteczne?
Dziś, techniki informacji wspięły się na takie wyżyny, że zamiana na dezinformację jest prosta, niczym zjedzenie bułki z masłem. I to właśnie robią. Nasza wiedza o świecie jest od początku do końca wykreowana z kłamstw. Ze szczyptą nieistotnych faktów, dla niepoznaki. Globalne ocieplenie? Kłamstwo. Emisja CO2? Kłamstwo. Wojna w Ukrainie? Kłamstwo. Wzrost cen energii? Kłamstwo. Praktycznie każdy dziennik, gazeta, program publicystyczny, ma tyle wspólnego z informacją, co skowronek z wielorybem. Żyjemy w matrixie. I wcale nie mamy ochoty na połknięcie czerwonej pigułki. Jest nam z tym dobrze, kupujemy te smartfony, zamieniamy diesle na samochodziki napędzane bateryjkami i pozwalamy (jak to pięknie powiedziała Katherine Austin), by zbudowano wokół nas zagrodę, a na koniec zamknięto drzwi. Ta zagroda jest właściwie już zbudowana. Drzwi też już są, tylko jeszcze niedomknięte.
Pamiętajcie o tym, gdy następnym razem będziecie gasić światło za pomocą „apki” w smartfonie, zamiast tradycyjnym wyłącznikiem na ścianie…
Działanie kompleksowe.

Jak wspomniałem, smartfony to tylko część, jeden z klocków całego systemu. Pozostałe klocki, to właśnie dezinformacja, SI, digitilizacja wszelkich możliwych sektorów życia, jak dane osobowe, waluta, czy tak zwana „opieka medyczna” (opanowana przez żądne krwi i pieniędzy koncerny farmaceutyczne). Elektryczne samochody, „inteligentne” miasta, do tego plan eksterminacji, fałszywe „epidemie” i „zdalnie sterowane bomby”, czyli globalne szczepienie obywateli (wojna biologiczna). Smartfon jest tylko narzędziem kontroli i zapalnikiem. Ale warunkiem skuteczności tego narzędzia jest to, żeby go miał każdy. Nie widzicie tego? Mówiłem już chyba z tysiąc razy, ale powtórzę jeszcze raz.
Po cholerę w telefonie aparat?
Odpowiedź jest niezmiennie ta sama. By zwiększyć atrakcyjność telefonu i wywołać żywiołową potrzebę jego kupienia. Gdyby inne środki zawiodły. Czy wiecie, że w biednej głodującej Afryce, gdzie ludzie nie mają książek, nie czytają gazet, nie oglądają telewizji (nie wszyscy w każdym razie), a jedyny ich majątek stanowi przepaska biodrowa i pokrywka od słoika wepchnięta w dolną wargę, prawie każdy ma telefon? I to tak wielki, jak telewizor w waszym salonie. Chcecie się przekonać? To załóżcie konto na fb i nie blokujcie przez jakiś czas próśb o dołączenie do waszych znajomych. Wkrótce będziecie „przyjaciółmi” połowy Afryki.
Kłamstwo.
Inteligentne miasta mają służyć ich mieszkańcom, żeby mieli wszędzie blisko, żeby byli bezpieczni itd. Sztuczna inteligencja zrobi wiele rzeczy za nas, poza tym opracuje nowe lekarstwa, nowe szczepionki, wymyśli nowe technologie, dzięki którym my nie będziemy musieli tak ciężko pracować. Elektryczne samochody oszczędzają środowisko, ograniczając emisję CO2 do atmosfery, a w kominku nie możecie palić weglem, z tego samego powodu. Musicie oszczędzać energię, żeby ograniczyć „ślad weglowy”. Ceny energii muszą iść w górę, ponieważ wyczerpują się zasoby. Zniesienie waluty i digitalizacja waszej tożsamości, ma służyć waszej wygodzie. Znieść granice. Szczepienia (obowiązkowe!) uchronią Was przed wirusami…
Dynamit, pozwoli przebijać nowe drogi, drążyć tunele w skałach, łączyć narody. To przyniesie nam wszystkim pokój…
Reakcja termojądrowa zapewni źródło taniej doskonałej energii. To wyeliminuje ze świata nędzę i głód…

Mocne. Jestem tego samego zdania. Ogłupieni nie potrafią myśleć i jeszcze do tego leniwi. Jak byk w 4 pkt Konstytucji stoi że politycy mają służyć ludziom a nie odwrotnie.
Pozdrawiam
Jest jednak jeszcze trochę „nieogłupionych”. To daje jakąś nadzieję. Nie możemy jednak milczeć. Pozwolić złu bezkarnie się rozprzestrzeniać… Niestety, zasięg tego bloga jest mocno „kameralny”, więc moje wołanie, jest niemal wołaniem na pustynii. Tym bardziej, nawet JEDEN wpis, świadczący o tym, że jest nas więcej, sprawia mi wielką radość.
Dzięki i pozdrawiam
Podpisuję się pod tym w 100 %. Od kiedy zapoznałem się z tym co już potrafi SI a co jeszcze będzie potrafiła. A przede wszystkim do czego będzie wykorzystywana (albo jak długo pozwoli się wykorzystywać) stwierdziłem że zapowiadany Antychryst nie będzie miał ludzkiej postaci.
Całkiem możliwe, że będzie miał wiele postaci. Chodzi o to, by nie dało się go określić. Żeby rozmydlić odpowiedzialność. To robili po wojnie naziści, próbując obciążyć winą za zbrodnie ludobójstwa jak największą liczbę osób.
Bo przecież „ktoś” wprowadza SI na rynek, ktoś inny zachwala i promuje… Spójrz, ilu jest tych „wolontariuszy”, którzy z niewytłumaczalnych powodów (bo chyba nie dla kasy), wychodzą z siebie, by przekonać nas, jakie to wspaniałe.
Ktoś napisał, gdzieś na fb chyba, że „wystarczy nie brać, nie kupować, nie używać, a zło da się pokonać”. No tak. To jest prawda. Gdybyśmy nie brali, nie kupowali, nie używali, to by zdechło. Niezależnie od tego, jaką postać ma „Antychryst”, wspomagamy go my, ludzie.
A zatem, może powinniśmy zacząć z nim walczyć? Zacząć oczywiście od… Siebie. To był jeden z motywów napisania powyższego artykułu…
Dzięki za wpis, pozdrawiam.
Obserwuję od dobrych kilku lat co nam chcą wysmażyć globalne korpopotworki. I wiesz co? Ludziom to zwisa, kompletnie… Jak gadam z nieznajomymi i mówię im że za jakiś czas zlikwidują gotówkę to słyszę – ” i dobrze, bo ja i tak cały czas płacę kartą nie muszę nosić portfela” itp. Nie robi na nich nawet wrażenia opcja cyfrowego pieniądza z datą ważności. Ma być łatwo, przyjemnie, bezemisyjnie, osiedla piętnastominutowe, Netflix w TV. Coraz wyższe podatki im nie przeszkadzają bo to dla ich dobra… Nie wiem naprawdę nie wiem jak to wszystko skończy. Ktoś na tej bandzie frajerów robi potężną kasę i za wszelką cenę będzie dążył do ich całkowitego ubezwłasnowolnienia i wytępienia konkurencji. I kupuj i kupuj bo musisz mieć. Sajlent szuttery w aparatach, pikseloza we łbie to nic że produkuje zwykłe śmieci tak jak już o tym pisałeś ale ta radość posiadania… No i zawsze można jakiemuś ćwokowi rzucić w pysk tymi pikselami i klatkami na sekundę i niech mu się uleje pół literka żółci z zazdrości. Jak dobrze że ja jestem wolny od tego gówna. Od tych wszystkich jutubowych speców… Chyba staję się Matuzalemem. Pozdrawiam również 👍👍👍