Jutro będę operował, doradźcie mi, jakie narzędzia mam kupić…

– Zaraz zaraz! Jak to operował? Co?

– No… Człowieka

– Ale co konkretnie? Wątrobę serce…

– Zdaje się, że temu pacjentowi chodziło o serce.

Jesteś chirurgiem i nie wiesz jakie narzędzia?

– A gdzie ja powiedziałem, że jestem chirurgiem? Kiedyś trzeba zacząć, nie? Jak mam się nauczyć?

– No… Myślałem, że od tego są studia medyczne, lata praktyki…

– Bez przesady. Obejrzałem fajny tutorial, jak przeszczepiać serce, a nóż to chyba każdy potrafi trzymać

– Ach, więc to przeszczep?

Tak. Zdaje się że tak… To co, doradzicie mi, jakie te narzędzia, czy dalej będziecie się wymądrzać?

Oczywiście taka sytuacja nie mogłaby się wydarzyć, bo przecież nikt nie wpuściłby do szpitala, a tym bardziej na salę operacyjną, takiego cymbała. Gdyby jednak… Gdyby to było możliwe, czy złożylibyście życie kogoś Wam bliskiego, w ręce matoła, który wczoraj obejrzał tutorial, jak operować, a dziś zapytał na forum medycznym, jakie ma kupić narzędzia?

A czy powierzylibyście w takim razie

Wasze zdjęcia ślubne

komuś, kto do tej pory pstrykał jedynie telefonem, widoczki z wakacji, a jeszcze dziś rano pytał na forum fotograficznym, co to jest właściwie to ISO? Przecież Wasz ślub, Wasze przyjęcie weselne, to jest jeden z najważniejszych dni, w całym Waszym życiu! Zamawiacie z rocznym wyprzedzeniem salę, umawiacie się z księdzem, szukacie zespołu muzycznego, planujecie menu, listę gości… Wszystko musi być zapięte na ostatni guzik.

A na sam koniec, zatrudniacie jakiegoś bałwana, którego całe pojęcie o fotografi sprowadza się do umieszczenia paru selfie na facebooku, żeby uwiecznił ten dzień na zdjęciach. I macie Armagedon…

Czemu to robicie? Czy dlatego, że obiecał Wam 10 tys. zdjęć, razem z kartą z aparatu, za korzystną cenę? Dajcie spokój… Nawet jeśli daliście mu z 1000 zł, to wystarczyło dać połowę tej kwoty jakiemuś dzieciakowi z rodziny, żeby obleciał całą imprezę telefonem. Nie wierzycie, że zrobi to lepiej? No to popatrzcie, jakie pytanie zadał jeden z Waszych przyszłych fotografów ślubnych, na jednym z największych polskich forów fotograficznych. Ten człowiek nazwał się Jacob1982, a więc łatwo się domyślić, że ma w tej chwili 29 lat… Pisownia, jakby ktoś pytał, oryginalna.

Witajcie

Od długich lat robiłem zdjęcia hobbistycznie podczas spacerów. Od jakiegoś czasu coraz więcej osób na portalach społecznościowych prosi mnie o sesję lub zdjęcia krajobrazowe. Przez ostatni rok robiłem zdjęcia telefonem Huawei P40 Pro. I o ile całkiem ladne panoramy na spacerach można tym robić,kilka nawet udało się z sprzedać, to o sesjach portretowych wiadomo iż mogę zapomnieć. Postanowiłem iż chcę się tym zająć na stałe i zakupić profesjonalny sprzęt do pracy na codzien ( głównie sesje ślubne, plenerowe oraz krajobrazy). Nazbierałem 10 000 tyś. zł na ten cel. I będę ogromnie wdzięczny o wasze propozycje co w tej cenie zakupić. Jaki aparat ? Obiektywy? Polecacie. Lub co jeszcze będę potrzebował na codzien w tego typu pracy.  Statyw mam ze starej lustrzanki Canon 40 d…

No i co? Nadal chcecie wynająć kogoś takiego? Kogoś, kto nigdy w życiu nie robił zdjęć, nawet na poziomie amatorskim? No dobra… Może nie wiedział, zbłądził… Popatrzcie, jaką dostał odpowiedź, od jednego z użytkowników.

Jeżeli jesteś uczciwym człowiekiem, to zapomnij o sesjach ślubnych przez najbliższe 10 lat. Ślub to nie urodziny. To impreza życia. Ćwicz, zbieraj doświadczenie, najlepiej jako drugi fotograf. Od pierwszego ślubu, na którym fotografowałem minęło 15 lat i nadal jestem na etapie drugiego fotografa. Sprzęt w tej dziedzinie nie ma takiego znaczenia, jak umiejetności, jak doświadczenie, jak kreatywność. Zresztą na „profesjonalny” sprzęt, to te 10 tys. (skreslilem 3 zera) też za malo. Chyba ze ktoś podobnie jak ja uważa, że sprzęt profesjonalny to taki, ktorym się zarabia pieniądze na życie. Ale na taki wystarczy 1000 zł.

Nie bez powodu podkreśliłem słowa „Jeżeli jesteś uczciwym człowiekiem” i „Ślub to nie urodziny. To impreza życia”. Jeśli wybieracie fachowca, wszystko jedno jakiego, hydraulika, mechanika samochodowego, lekarza, czy nawet fryzjera, to spodziewacie się, że macie do czynienia z profesjonalistą. Z człowiekiem, który uczył się tego zawodu, ma na to jakieś papiery, a przede wszystkim, ma niezbędną wiedzę i doświadczenie. I często tak bywa, że od rzetelności tego fachowca zależy Wasze życie. Jeśli taki cymbał, jak ten z forum foto, naprawi Wam piecyk gazowy, to Wasz dom wyleci w powietrze. Jeśli będzie to mechanik samochodowy, najbliższą podróż zakończycie na drzewie, z nie działającymi hamulcami. Jeśli lekarz… Nie muszę chyba kończyć.

Jeśli będzie to fotograf, będziecie mieli skopane zdjęcia, których nigdy już nie da się powtórzyć! Nigdy! Rozumiecie? Orkiestra? Nawet jeśli wokalista będzie trochę fałszował i przekręcał niektóre angielskie słowa z tekstów piosenek, to nic wielkiego się nie stanie. Pewnie nawet nikt nie zauważy. Ale zdjęcia? To jest coś, co zostaje Wam po tej robocie, na całe życie. Bez możliwości poprawki.

Painting – Todd White

Mechanizm jest prosty i nasz „pytający” właściwie dokładnie nam go opisał.

Do tej pory robił zdjęcia tylko na fejsa, a wiecie jak jest na fejsie. Wystarczy pokazać cokolwiek. Zdjęcie pustego nieba, kozy z nosa, czy ściany budynku. Ponieważ większość ludzi w takich miejscach nie ma pojęcia o tym, jak powinno wyglądać dobre zdjęcie (bo niby skąd?), więc „koza z nosa” zbiera dziesiątki lajków i jego autor nabiera przekonania, że jest drugim Davidem Baileyem (nie, żeby wiedział, kto to jest David Bailey), więc zaczyna myśleć, jakby tu zrobić biznes na zdjęciach. Ponieważ jednak jest „strasznie inteligentny”, więc domyśla się, że jego wystąpienie na imprezie typu – wesele, z telefonem Huawei Pro 400000, może zostać niezbyt dobrze odebrane. Dlatego postanawia kupić „profesjonalny aparat” i… Dalej już wiecie. Wchodzi na pierwsze z brzegu forum fotograficzne (bo na fejsie nikt mu nie powie nic mądrego) i chce, żeby mu podać konkretne dane. Model aparatu, model obiektywu, a także wymienić pozostałe niezbędne akcesoria i oczywiście napisać konkretne modele. Jakby jeszcze się dało, to z linkami do sklepów, gdzie to można kupić…

Parę osób próbowało mu wyjaśnić, o co w tym chodzi, że to nie tędy droga, że panna młoda go powiesi za jaja na najbliższej sośnie, po tym jak jej zepsuje zdjęcia, że to nieuczciwe proponować usługi, nie mając pojęcia o robieniu zdjęć, że może spróbowałby najpierw jako drugi fotograf… Wiecie, co odpowiedział?

temat który założyłem był nieco na inny temat. Jaki sprzet? a po chwili dodał – Jesli chodzi o to w jakiej branzy zaczac, i gdzie sie sprawdze, to mysle iz zweryfikuje życie… Rozumiem iż fotografia ślubna jest ciężka i kosztowna, ale ja nigdzie wyżej nie napisałem iż odrazu tam lecę …..
To chyba wiadome iż wpierw stworzę Swoje portfolio, i na tej podstawie albo ktos bedzie chciał ze mną sesje lub nie…

Widzicie? On nawet nie wie, czy „w tej branży chce zrobić biznes”. Nie bierze pod uwagę, co umie, co go właściwie interesuje i do czego ma predyspozycje. On po prostu jest przekonany, że skoro postanowił zostać „profesjonalnym fotografem ślubnym”, to nim zostanie. Bo to „przecież nic trudnego”. Wystarczy zadać pytanie o sprzęt, może obejrzeć jakiś filmik na Youtube i już się jest „zawodowcem”. Poza tym, portfolio. On już wie, że „go stworzy” i wszyscy będą zachwyceni. Przecież na fejsie byli, jak pokazywał te pstryki z telefonu, to dlaczego nie mieliby być zachwyceni i tutaj? On pisze, że „ktoś będzie chciał z nim sesje lub nie”, ale wcale tak nie myśli. To kokieteria. On wie, że to tylko formalność…

Powtórzę więc pytanie – Czy to jest człowiek, któremu powierzylibyście swoje zdjęcia ślubne? – Bo jeśli już jesteście przerażeni i ciśnie się Wam na usta gorączkowe pytanie – Jak na miłość boską, tego uniknąć?! – to służę uprzejmie radą. A nawet kilkoma radami. Możecie mi zaufać, bo sam byłem fotografem ślubnym, przez blisko dwadzieścia lat. Teraz jestem już na to za stary i za „wygodny” (bo to ciężka i niewdzięczna praca), ale wciąż pamiętam, jak odróżnić wartościowe ziarno od zupełnie bezużytecznych plew…

Painting – Todd White

Dobry fotograf wie, co mu potrzebne.

Gdy przyrządzacie obiad, dajmy na to, kartofle ze schabowym i mizerią, to najpierw myjecie te kartofle, później obieracie, następnie gotujecie i tłuczecie z odrobiną masła. Na koniec możecie posypać je koperkiem. Odwrotnie się nie da. Nie jest możliwe, żeby je najpierw posypać koperkiem, później utłuc, a na koniec ugotować i obrać. Chcecie, czy nie, musicie zachować właściwą kolejność. Właściwa kolejność, w przypadku fotografa, jest taka, że najpierw poznaje się podstawy. „Samouctwo” jest dopuszczalne, ale tylko dlatego, że w tej branży nie ma zbyt wielu szkół. Nauka jednak jest niezbędna i od niej trzeba zacząć. Kiedyś się „terminowało” u fotografa, później zdawało się egzamin i można było już samodzielnie uprawiać zawód. Dziś jest „wolna amerykanka”, ale jakieś formy nauki nadal istnieją. Najlepszym rozwiązaniem jest szkoła, najprostszym, zestaw książek o fotografii i mozolna ciężka praca. Do tego drugiego, konieczne jest też niesamowite samozaparcie i żelazna dyscyplina. Żeby sobie samemu „narzucić” zadania i kolejno je realizować.

Bardzo często słyszę skargę – nie wiem, gdzie to znaleźć, przekopałem cały internet i nic na ten temat nie ma – To jest nieprawda. Wiedza – powtarzam – jest dostępna, tylko trzeba chcieć po nią sięgnąć. I nie na fejsa, tylko do książek, albo do szkoły.

Gdy taki fotograf amator (najpierw jest się amatorem, później zaawansowanym amatorem, a po iluś latach aktywnego fotografowania, można się pokusić o zawodowstwo. Nie da się pominąć żadnego z tych kroków, ani zrobić na odwrót) zajmuje się tym przez dłuższy czas, zaczyna wykorzystywać możliwości sprzętu. Jeśli jest pojętnym uczniem, próbuje nowych technik, nowych tematów i w końcu dochodzi do pewnych przyzwyczajeń, oraz wymagań. Wtedy zaczyna świadomie dobierać sprzęt do swoich potrzeb. To aparat musi wyczerpać swoje możliwości, a nie fotograf. Przykład? Jeśli zaczynamy fotografować we wnętrzach, gdzie jest mało światła i widzimy, że spora część zdjęć nam nie wyszła, to znaczy, że trzeba pomyśleć o lampie błyskowej.

Jak, w tym kontekście, wyglądają pytania przyszłego „zawodowca”, jaki kupić sprzęt? Albo chirurga, który jutro ma operować, jakie kupić narzędzia? Przecież on to powinien wiedzieć tak, jak nikt inny. Powinien potrafić precyzyjnie określić, jakie mają spełniać wymagania, a nawet mieć swoich ulubionych producentów. Bo tej firmy skalpel „leży” mu w dłoni lepiej, niż tamtej, choć tamta jest uznawana za lepszą…

Cóż z tego, że fotografowi polecą Sony A7, jak on przez wiele lat używał tylko Canona? Nie dość, że Sony jest bezlusterkowcem, a Canon lustrzanką, to jeszcze mają zupełnie inne szkła, inny charakter pracy i inną obsługę. Ale polecający fotografuje Sony i zna Sony. Dlatego go poleca. Co pytającemu tak się przyda, jak umarłemu kadzidło…

Po owocach ich poznacie…

Dobry fotograf ma się czym pochwalić. Nie „portfolio” tylko album ze zdjęciami z kilku, a najlepiej kilkunastu podobnych imprez. Jeśli dopiero zaczyna, to oczywiście nie ma tego dużo, ale jak już zostało powiedziane, pracował z kimś bardziej doświadczonym, ewentualnie robił zdjęcia komuś z rodziny. Moje pierwsze zlecenie „ślubne”, zrobiłem dla moich przyjaciół, za darmo. Zapłacili mi tylko za wywołanie filmów i odbitek. I nie dlatego, że sami zaproponowali „zdjęcia, w zamian za wzbogacenie swojego portfolio”, jak to dziś jest w modzie. To ja, nie ośmieliłem się zrobić tego, za normalną cenę, ponieważ wiedziałem, że nie jestem jeszcze gotowy, by mówić o sobie, jako o profesjonaliście. Oczywiście miałem już spory dorobek i miałem czym się pochwalić, ale nie były to zdjęcia ślubne. Przynajmniej większość z nich.

Dopiero po zrobieniu kilku ślubów i wesel (zdjęcia, które zrobiłem dla moich przyjaciół, tak się spodobały, że zaraz potem, zgłosiło się do mnie kilka młodych par, już na normalnych zasadach. Ale byli pewni, że nie zawiodą się na mnie, ponieważ widzieli moją pracę) mogłem pokazać pełny album i zacząć żądać pieniędzy za usługę, jak prawdziwy fotograf ślubny.

Co ważniejsze, sam nabrałem pewności, że nie „nawalę”. Wiedziałem już, czego potrzebuję, że muszę mieć drugi aparat, drugą lampę, zapas filmów i baterii, oraz że nie wolno mi nawet powąchać gorzały. Po północy wszyscy (włącznie z orkiestrą) byli pijani, a ja dostawałem od Młodych „koszyk z prowiantem”, w którym zazwyczaj znajdowała się „zero,siódemka” weselnej wódki i mogłem ją wypić dopiero w domu, następnego dnia…

Co oferuje fotograf ?

To bardzo ważne. Jeśli oferta zawiera „produkt przetworzony”, to wszystko jest w porządku. W czasach filmu, dawało się zdjęcia wywołane, powiększone, a czasem nawet oprawione. Reportaż z wesela znajdował się w osobnym albumie, żeby wszyscy goście mogli sobie je obejrzeć i zamówić odbitki. Negatyw zostawał u fotografa i bynajmniej, nie była to oznaka „sknerstwa”, tylko dbałość o klienta. Chodziło o to, że fotografowie (ci porządni), albo sami te zdjęcia wywoływali, albo mieli kogoś, kto im wywoływał i robił to staranniej, niż dla zwykłego klienta amatora, „z ulicy”.

Album nie mógł być najtańszy, przeciwnie, musiał być najlepszy. Żeby nie było, że fotograf „oszczędza”, wciskając tandetę. Wprawdzie umowa gwarantowała wykonanie określonej liczby powiększeń, ale do dobrego tonu należało dodanie czegoś od siebie. Jednego „super powiększenia” w ramce, albo jakiegoś gadżetu, w rodzaju kubka ze zdjęciem pary młodej, czy imion wytłoczonych na okładce albumu.

Oczywiście dziś, to wygląda zupełnie inaczej, ponieważ zmieniła się technika. Pewne rzeczy, które kiedyś były mega wypasione, dziś (dzięki technice cyfrowej) są łatwe do uzyskania w standardzie. Imiona państwa młodych na okładce, to też żadne „halo”. Są dziesiątki firm, które takie rzeczy drukują. Tak czy inaczej…

…Niedopuszczalne jest dawanie klientowi surowych nieobrobionych plików ze zdjęciami, na pendrive, albo jeszcze gorzej, na karcie pamięci, prosto z aparatu!

Jeśli „fotograf oferuje coś takiego, czym prędzej mu podziękujcie i pokażcie drzwi. Bo to oznacza, że gość idzie po linii najmniejszego oporu. Prawdopodobnie nie ma porządnego komputera, nie obrabia zdjęć, bo nie umie i nawet nie ma dojścia do żadnego labu, gdzie mu te zdjęcia ktoś wydrukuje. Poza tym, to wszystko oznacza koszty, a on nie chce żadnych kosztów ponosić! Na forum pytał o darmowy program do obróbki, a że nie znalazł, to dał se spokój. Kupił tylko aparat i to jest cała jego inwestycja. Pomijając jakieś drobne, które musi przeznaczyć na nową kartę pamięci, żeby miał na następną robotę…

Ostatnią rzeczą, drobiazgiem właściwie, ale mogącym wiele powiedzieć o tym, czego możemy się spodziewać, jest

Wygląd fotografa.

Obowiązuje czysty schludny ubiór (nie musi być to garnitur, ale przynajmniej jakaś koszula z kołnierzykiem i normalne buty). Nie ma nic bardziej przygnębiającego, niż rozmemłany koleś, który wygląda jak Shaggy ze Scooby Doo. Jeśli chce pokazać, że jest taki „undergroundowy”, to w porządku. Jego sprawa. Ale zdjęć bym mu nie zlecał. I skoro już przy tym jesteśmy, to

Wystrzegajcie się „artystów”.

Niedbale ubrana młoda dziewczyna, odpowiadająca znudzonym tonem na pytania, wygląda, jakby była trochę śpiąca i wszystko jej wisiało… Dredy, włóczkowa czapka, okulary „lenonki”… Jednym słowem, młoda, wyalienowana artystka… Nie rozmawiajcie z nią nawet! Bo zrobi Wam serię portretów na tle studni i to studnia będzie ostra, a Wy nie. I nie będziecie mogli zaprotestować, bo „ona ma taką wizję artystyczną i ch…”

Odpadają też ludzie, którzy robią błędy ortograficzne i przeklinają. Jeśli są tak prymitywni, że nie potrafią się w cywilizowany sposób wysłowić, to nie oczekujcie, że zrobią Wam ładne zdjęcia…