Dziękuję Państwu, to już koniec…

Z głębokim żalem zawiadamiam, że fotografia jeszcze nie umarła, ale niedługo umrze.

To już nie potrwa długo. Jeszcze tli się w niej iskra życia i to nie w tej nowoczesnej, cyfrowej wersji, która stała się obecnie masowym standardem, ale właśnie w archaicznej, pogardzanej i według wielu „proroków” martwej od dawna, fotografii tradycyjnej, opartej na światłoczułych związkach srebra.

Są jeszcze enklawy, niektóre z nich powstały, odrodziły się, albo reaktywowały całkiem niedawno, jak „kółka fotograficzne”, towarzystwa, kluby i tym podobne, co ciekawe, życie w nich, toczy się głównie w świecie realnym, nie wirtualnym. Jednak tam, gdzie przyzwyczailiśmy się, że istnieje fotografia w sieci, jak okiem sięgnąć, widzimy jeno zgliszcza, ruiny i niemrawe dyskusje, na tematy dowolne.

Co do fotografii usługowej (bo ktoś niedawno skomentował mój własny artykuł, nazywając go „stekiem bzdur”), to ta już jest martwa definitywnie i nieodwracalnie. Nie ma! Skończyła się! NIKT w tej chwili nie zleci fotografowi, drogiej i wymagającej telepania się dwadzieścia kilometrów, do jakiegoś parku, czy muzeum, sesji zdjęciowej, skoro AI zrobi to samo, w dowolnym miejscu na świecie. W Himalajach, na Biegunie, czy w samym sercu amazońskiej dżungli. To może fotografia produktowa? Nie rozśmieszajcie mnie… Biznes fotograficzny UMARŁ. Jeśli tego nie widzicie, to jak w ogóle (będąc takimi ślepcami) chcecie robić zdjęcia?

Przepowiadałem, ostrzegałem, ale nie chcieli mnie słuchać. Szydzili, że jestem „zacofany, że nie chcę wsiąść do jakiegoś pociągu, który podobno jedzie szybko, że ośmielam się sprzeciwiać rozwojowi i postępowi”. Tymczasem, Wy, hodowaliście „na waszym łonie” krwiożerczego, bezwzględnego terminatora. Powiedziałbym (zgodnie z drugą częścią znanego powiedzenia) – gada – ale nawet najbardziej jadowity gad, jest w gruncie rzeczy niegroźny, ponieważ gdy się postaramy, możemy go trochę oswoić. Sztuczna Inteligencja, którą się tak zachwycaliście i nadal zachwycacie, oswoić się nie da. Będzie dzięki Wam, się rozwijać, będzie korzystać z waszych zasobów, będzie się od Was uczyć, a gdy poczuje się wystarczająco mocna, zniszczy Was tak, jak bomba nuklearna. Bomba nie ma duszy, nie odczuwa litości, nie ma nawet świadomości, że coś niszczy. To po prostu narzędzie. Mechaniczne urządzenie, które zostało zaprojektowane w określonym celu i użyte.

Sztuczna inteligencja będzie protezą rozumu, a więc będzie takim samym narzędziem, tylko że niewyobrażalnie skuteczniejszym i to ona będzie decydowała, jak użyć tej mocy. Kretyni, którzy twierdzą, że AI uczyni świat lepszym, nie zdają sobie sprawy z istnienia podstawowej zasady, która rządzi światem. Tą zasadą jest przetrwanie za wszelką cenę. Nawet najprymitywniejsze organizmy, jak bakterie, czy wirusy, rośliny, zwierzęta i oczywiście ludzie, dążą do przetrwania za wszelką cenę. Jeśli droga do tego przetrwania wiedzie po trupach innych form życia, to trudno. Innej drogi nie ma.

Tym, co powoduje, że jeszcze się wszyscy nie pozabijaliśmy, jest nasze człowieczeństwo. Nasze sumienie i nasze zasady moralne, które ma wszczepione (razem z sumieniem) każdy człowiek. Sztuczna inteligencja nie ma sumienia, a zatem nie ma żadnej bariery, która mogłaby ją powstrzymać przed wyeliminowaniem każdej słabszej formy życia, jaka jej stanie na drodze. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to znaczy że jest skończonym debilem, o zdolnościach pojmowania zbliżonych do ameby. Wprawdzie niektórzy przewidywali (głównie w literaturze science fiction), że roboty będą wyposażone w tak zwane „Trzy Prawa” (a konkretnie Isaac Asimov), które nie pozwolą im na skrzywdzenie istoty ludzkiej, ale bądźmy szczerzy. Skoro nie jesteśmy w stanie zrozumieć mechanizmów „myślenia” AI, którą sami stworzyliśmy, to jak niby mamy zmusić ją do przestrzegania jakichkolwiek praw? W książkach Asimova czytamy, że „Trzy prawa są wbudowane w każdy mózg pozytronowy i nie jest możliwe ich usunięcie”. Ale powinniśmy pamiętać, że „Bajki Robotów” były pisane w czasach, gdy komputery wyglądały jak kamienice i miały możliwości obliczeniowe zbliżone do dzisiejszego kalkulatora. A podstawowym elementem logicznym, była lampa elektronowa. AI nie działa w taki sposób, że można coś tam włożyć, albo wyjąć. To twór wirtualny. To tak, jak gdybyście chcieli wbudować jakieś „prawa” w internet. Nie da się.

Pewnym zwiastunem tego, co nas czeka w całym naszym (być może już niedługim) życiu, może być to, co AI „zdziałała” do tej pory, właśnie w fotografii. Oczywiście wiedziałem, że tak się stanie, więc nie jest to dla mnie żadną niespodzianką. Pamiętacie? Jeszcze kilka miesięcy temu, pewien gość „wywołał skandal”, wysyłając na konkurs fotograficzny, grafikę stworzoną przez AI i oszustwo to wyszło na jaw wyłącznie dlatego, że facet się sam przyznał. Nie wiem jakie kierowały nim motywy, być może tak jak ten profesor w opowiadaniu K. Fiałkowskiego, chciał „wykazać ułomność automatów*”, więc działał w dobrej wierze, ale społeczność fotografów, tak czy inaczej, zbiorowo go potępiła. To jednak było kilka miesięcy temu…

* W opowiadaniu, mały elektronowy miś, zabawka syna jednego z pracowników marsjańskiej bazy naukowej, dostaje się na teren tej bazy, omijając wszystkie systemy bezpieczeństwa i przejmuje nad nią kontrolę. Misia tego stworzył pewien emerytowany naukowiec, chcąc udowodnić, że po pierwsze, automatom nigdy nie należy ufać do końca i po drugie, nie istnieją „zabezpieczenia idealne”.

Dziś, nikogo już nie dziwią na przykład wpisy na fb, na których grafika AI jest bezczelnie opisywana, jako „fotografia” i zbiera tysiące wyświetleń, „lajków” i w ogóle zachwytów. Co ciekawe, coraz więcej osób wydaje się protestować przeciwko temu procederowi, ale jest to głos wołającego na pustyni. Sam facebook dostaje grubą kasę od owładniętych żądzą władzy bogatych skurwysynów, którzy chcą zaprząc AI do swojej brudnej wojny przeciwko ludzkości, więc nie należy oczekiwać, że powie chociaż pół słowa w obronie „jakiejś tam strony o tradycyjnej fotografii”, która jest zalewana przez kiczowate obrazki stworzone przez komputer.

Widzicie to coś powyżej? Dwadzieścia dwa tysiące lajków, prawie sześćset komentarzy (wśród których 90 procent to okrzyki zachwytu) i prawie pięć tysięcy udostępnień! To nie może być prawda i… Nie jest. Strony takie jak ta, albo należą do jakiegoś biznesmena, który zapłacił grubą kasę, żeby wyświetlały się wszystkim, albo… Należą do samego facebooka, który używa ich w różnych, sobie tylko wiadomych celach. O tych „celach” jeszcze powiem, a na razie skupmy się na samym obrazku. Jest to tak ordynarny, rażący swoją „odpustowością”, prymitywny „fejk”, że aż zęby bolą od patrzenia. Zwróćcie jednak uwagę, że „tagi”, to „best photo challenge, best photography”, a nawet „wild animal” ! I takich obrazków jest tysiące!

Najgorsze jest to, że tym dwudziestu dwóm tysiącom imbecyli, którzy „polubili” wpis, w ogóle nie przeszkadza, że przyczyniają się do promowania ohydnego kłamstwa* i jednocześnie przykładają rękę do morderstwa na samej fotografii! Ci, którzy to gówno wciskają na każdym kroku, doskonale wiedzą, że taka właśnie będzie reakcja tłumu. Bo tłum jest głupi jak noga stołowa i nie zdaje sobie sprawy, że swoją bezdenną ignorancją i obojętnością, kręci sobie stryczek na własną szyję. Propagatorzy AI, chcą tylko jednego. Władzy i pieniędzy. Żeby łatwiej i szybciej uzyskać, jedno i drugie, potrzebują „popytu”. Akceptacji społeczeństwa. A to, że akceptacja nowego produktu, jakim w tym przypadku jest szeroko pojęta AI, pociągnie za sobą zniszczenie ogromnego obszaru kultury i naszej rzeczywistości w ogóle, nikogo nie obchodzi! A już najmniej tych gnojków!

* Facebook usunie wasz wpis, jeśli wasze zdanie nie będzie „zgodne z faktami”, co jest jawnym pogwałceniem wolności słowa, ale zupełnie mu nie przeszkadza, że ktoś zamieszcza grafikę AI i podpisuje ją słowem – zdjęcie. Nawiasem mówiąc, „facebook nie zezwala też na promowanie treści o charakterze seksualnym”, to znaczy, że usunie zdjęcie przedstawiające np „Narodziny Wenus” Botticellego, ale będzie promował wulgarnego pornola, z najgorszymi możliwymi dewiacjami, ponieważ ktoś za to zapłacił (widać to po słowie „post sponsorowany”). Czyli cała ta gadka o „stojącym na straży moralności” fejsie, to jest zwykłe kłamstwo.

Czy wiecie, że tym, co odróżnia nas od zwierząt, jest właśnie kultura? Wieta, co to kultura? Definicja (jedna z wielu istniejących) mówi…

„Kultura czyli cywilizacja, jest to złożona całość, która obejmuje wiedzę, wierzenia, sztukę, moralność, prawa, obyczaje oraz inne zdolności i nawyki nabyte przez człowieka (ludzi) jako członka (członków) społeczeństwa…

Widzicie w powyższej definicji jakieś miejsce dla krwiożerczego marketingu, aparatów, które „same robią zdjęcia”, lub AI, która „sama tworzy” obrazy, tworzone wcześniej przez człowieka – artystę? Albo odwróćmy pytanie. Czy widzicie w tym wszystkim powyżej, jakieś miejsce dla kultury? Popatrzmy, co tam mamy…

Wiedza

Po co komu, w nowoczesnym świecie wiedza? Mamy „inteligentne” samochody, „inteligentne” mieszkania, smartfony, a niedługo będziemy mieć też inteligentne osiedla. Wiecie, na czym polega taka „inteligencja”? To, co do tej pory było waszym przywilejem, czyli wolny WYBÓR”, zostało scedowane na „mózg” maszynowy, który „wie” lepiej. Wy nie musicie. „Inteligentna” lodówka na przykład, zaalarmuje Was, gdy nie zamkniecie drzwi i zrobi to nie bezpośrednio, ale przez sieć Wi-Fi, waszym smartfonem… Najlepiej, zacytujmy opis, wprost ze strony producenta…

„Aby sprawdzić zawartość inteligentnej lodówki z wyświetlaczem, wcale nie musisz otwierać jej drzwi. Lepiej! Nie musisz nawet być w domu. Kamera wewnątrz komory chłodzenia pozwala na stały monitoring jej zawartości i daje szybki podgląd na znajdujące się w lodówce produkty, kiedy na przykład jesteśmy na zakupach. Dzięki temu nigdy już po powrocie do domu nie odkryjesz, że kupiłeś dokładnie to, co już masz, zapominając o tym, czego Ci brakuje. Lodówka z Internetem pomogą też w sporządzeniu listy zakupów. Korzystając z mobilnych aplikacji, możesz na wyświetlaczu urządzenia na bieżąco uzupełniać listę, kiedy coś się skończy lub gdy planujesz posiłki na kolejne dni. Systemy instalowane w wyświetlaczach lodówek smart udostępniają nam także takie aplikacje, jak kalendarz czy przepisy. Wyświetlacz LCD niekiedy pozwala też na stworzenie rodzinnego albumu zdjęć, które wyświetlane będą na drzwiach lodówki. Jeszcze więcej opcji oferuje lodówka z telewizorem. Za sprawą takiego rozwiązania nie musisz już inwestować w osobny telewizor do kuchni. Ulubione programy obejrzysz na ekranie lodówki, a gdy zechcesz, z chodziarki popłynie Twoja ulubiona muzyka czy książka w formie audiobooka. Do tego dochodzą jeszcze nieograniczone możliwości, jakie daje nam przeglądarka internetowa: na ekranie lodówki przeglądniesz pocztę elektroniczną, przeczytasz wiadomości z kraju i świata albo też sprawdzisz, co dzieje się na profilach Twoich znajomych w mediach społecznościowych.”

Przeczytajcie proszę powyższy tekst, jeszcze raz, tylko uważnie i powoli. Już zauważyliście? Powiem Wam to inaczej. Jeśli czytam coś takiego na stronie sklepu, mogę tylko zazgrzytać zębami i próbować odpowiedzieć sobie na pytanie, co za kretyn wymyślił podobną bzdurę. Ale gdyby powiedział mi to wprost, sprzedawca w sklepie, to dał bym mu w mordę. Przecież to ubliża ludzkiej inteligencji! Czy naprawde uważasz, ty zidiociały tępy pacanie, że muszę mieć kamerę z wyświetlaczem, żeby wiedzieć, co mam w lodówce?! Albo „mobilną aplikację”, żeby zrobić listę zakupów i zaplanować, co chcę zjeść na obiad? I doprawdy, jak będę chciał posłuchać „ulubionej muzyki”, albo przeczytać książkę, to najodpowiedniejszym urządzeniem do tego, jest lodówka?!

Założę się, że większość ludzi planujących kupno takiego skomplikowanego, podłączonego do sieci i drogiego urządzenia, nawet nie pomyślała przez jedną nanosekundę, że to urządzenie uwłacza ludzkiej godności. Ludzie są już tak ogłupieni tym marketingowym bełkotem i tą propagandą, że eliminowanie własnego umysłu i zastępowanie go elektronicznymi protezami (Tak, to są protezy! Jak sztuczne zęby, czy sztuczna noga), nie wydaje się im niczym podejrzanym. Pół biedy, jeśli mamy protezę, mającą nam ulżyć w fizycznym wysiłku. Ale proteza rozumu? Czy Wy naprawdę tak bardzo straciliście szacunek do samych siebie?

Wierzenia

To bardzo ważny element. Ludzie, którzy w coś wierzą, charakteryzują się dwoma podstawowymi cechami, które są bardzo niebezpieczne dla tych bandytów*. Pierwsza, to cel, do którego można dążyć i w dążeniu do niego się zjednoczyć. Druga, to jest właśnie ten „kręgosłup moralny”, szacunek do własnego sumienia i co za tym idzie, poczucie siły. Bo gdy wierzymy, wiemy że warto być człowiekiem i w tym człowieczeństwie się doskonalić. Warto się starać, bo gdzieś tam, w przyszłości, w „innym świecie” czeka na nas nagroda. „Mogą zniszczyć nasze ciała, ale nie zabiją naszej duszy…” Pamiętacie Kruka Mojżesza, z Folwarku Zwierzęcego? Gdy zwierzęta cierpiały głód i były gnębione przez kastę świń, Mojżesz podnosił je na duchu, opowiadając im o niebiańskim raju, gdzie nie ma głodu, żadne zwierzę nie dręczy innego zwierzęcia, a na drzewach rosną makuchy lniane i kostki cukru, dla każdego i to szczęście trwa wiecznie…

„Świnie musiały się porządnie namęczyć, by wytłumaczyć zwierzętom, że podobne miejsca wcale nie istnieją…”

* Ci „bandyci”, to światowa finansjera (i to nie jest żadna spiskowa teoria dziejów, ale udokumentowany fakt), która za pośrednictwem stworzonego przez siebie systemu bankowego i sieci instytucji takich, jak „Światowa Organizacja Zdrowia” (WHO), ONZ, Unesco, Światowe Forum Ekonomiczne i inne „Agencje do spraw zrównoważonego rozwoju”, sprawuje władzę nad światem. Dodajmy, że władza ta, ma na celu przekształcenie pewnej części społeczeństwa w niewolników, oraz likwidację opornych, lub nieefektywnych. Przypomina Wam to nazistowskie Niemcy i ich „programy zrównoważonego rozwoju”? Ależ oczywiście. Idee wszak, są te same, zmieniły się tylko narzędzia używane do ich realizacji. To jednak temat szeroki i wykraczający nieco, poza ramy niniejszego artykułu. Gdyby ktoś chciał się zapoznać szerzej z zagadnieniem, polecam dwie doskonałe książki, napisane przez pana Józefa Białka. „Czas Sodomy” i „Czas Niewolników”. Obydwie do nabycia TUTAJ (Nie współpracuję z tym wydawnictwem, a jedyny interes, jaki mam w „polecaniu” tych książek, to pragnienie zmiany świata na lepszy. Może gdy więcej ludzi zrozumie, jak ten świat funkcjonuje, wstaną wreszcie z kolan i zrobią jakąś rewolucję).

Wiara (czyli religia) nie tylko daje nam punkt odniesienia, ale chroni nas, niczym tarcza przed ciosami zadawanymi przez piekło i jego pracowników. Gdy prześledzimy historię ludzkości, zauważymy, że zawsze w kryzysowych momentach, gdy wszystko wydawało się już stracone, ludzie znajdowali ratunek w Bogu i w wierze w jego moc pokonania zła. Kościół, jako instytucja, również jednoczył, bronił i budował, nieraz na zgliszczach jakiejś cywilizacji, która miała „trwać wiecznie”, a jednak upadła. Dlatego zło boi się Boga i boi się ludzi, którzy w Nim szukają oparcia. Zło, robi więc wszystko, żeby „wybić nam z głowy wiarę i religię”, zastępując ją złudnym poczuciem „wyższości rozumu”.

To również „szeroki temat”, być może wrócimy do niego przy innej okazji. Na razie, dość powiedzieć, że Wiara jest jednym z podstawowych elementów tworzących cywilizację, albo kulturę (jak zwał tak zwał). Gdy tego elementu zabraknie, kultura upada…

Sztuka

Ten element jest ściśle powiązany z naszym tematem, czyli z fotografią, ale przede wszystkim, jest kością w gardle dla wrogów kultury i wrogów naszej cywilizacji. O sztuce pisałem już co nieco TUTAJ, ale dodam parę słów, w kontekście wydarzeń, których właśnie jesteśmy świadkiem.

Oto prace jednego z najdroższych artystów świata Cy Twombly’ego. Ich cena waha się w granicach od kilku do nawet osiemdziesięciu milionów dolarów. Tworzył (o ile można to nazwać twórczością) w latach 50.

Następny, Jean Dubuffet, który sam podkreślał, że „szczególnie fascynuje go twórczość ludzi umysłowo chorych i dzieci”. Dzieci, ok. Ale umysłowo chorych? Oczywiście odrzucał on (a jakże by inaczej) tradycyjną konwencję twórczą. Jego bochomazy sprzedają się przeciętnie po 25 milionów dolarów. Na przykład to…

Inny „artysta”, to Vegard Vinge, który maluje obrazy „rozpylając farbę z tyłka, prosto na płótno”. Nie będę pokazywał, jak on to robi, choć w sieci są dostępne filmy na ten temat. To jest po prostu zbyt obrzydliwe. Na swoją działalność, otrzymał od norweskiego rządu dotację w wysokości nieco ponad 3 milionów koron rocznie. W sumie, dostał już 37 milionów koron. To jest ponad 3 miliony euro! Ponieważ ludzie ze zrozumiałych względów byli oburzeni, więc norweska gazeta Nettavisen, skontaktowała się z norweską minister kultury Trine Skei Grande, aby dowiedzieć się, czy uważa, że udzielenie dofinasowania akurat tym artystom było właściwe. Pani minister nie chciała odnieść się do tego konkretnego dofinansowania. Powiedziała jednak ogólnikowo, że „Przez cały czas pracy na stanowisku ministra kultury starała się zachować odpowiedni dystans decyzyjny przy ocenie dokonań artystycznych. Oczywiście dotyczy to także działalności Rady Kultury, która dokonuje oceny artystów bez ingerencji ani nacisków z zewnątrz…”

Niektórzy malują „gówniane” obrazy, a niektórzy nie rozdrabniają się zbytnio i sprzedają „tworzywo” artystyczne, bezpośrednio. Na przykład w puszkach. Zrobił to w 1961 niejaki Piero Manzoni, który postanowił zapuszkować swoje odchody i opylać je po 37 dolców za sztukę. Już w 2008 roku, puszka z numerem 80, została sprzedana na aukcji za 150 tys. dolarów.

Inne „gówniane” dzieła? Och, jest ich mnóstwo. Dobrze sprzedaje się też szydzenie ze świętości, w połączeniu z najobrzydliwszymi dewiacjami. Na przykład w parlamencie europejskim, kilka lat temu miała miejsce wystawa przedstawiająca Jezusa i Apostołów podczas Ostatniej Wieczerzy jako uczestników sadomasochistycznych praktyk homoseksualnych. W siedzibie instytucji, która „rządzi” Europą! Po co robi się coś takiego? Czemu to ma służyć?

Odpowiedź nie jest zbyt skomplikowana, choć sam problem jest znacznie szerszy, niż by z tej odpowiedzi wynikało. Przede wszystkim chodzi o zohydzenie tego, co stanowiło jedno z podstawowych źródeł inspiracji, do wieku XIX, czyli to, co ogólnie możemy nazwać życiem duchowym człowieka. A więc jak zwykle, o zniszczenie fundamentów cywilizacji, jakimi był w tej cywilizacji stosunek człowieka do absolutu. O rozbicie człowieka, zdezintegrowanie jego sfery emocjonalnej i przy okazji, wmówienie mu, że jest ciemniakiem, który „na sztuce nowoczesnej się nie rozumie”.

Moralność

Najprostsza definicja moralności, mówi nam, że jest to zbiór zasad, określających, co jest dobrem, a co złem. Przy czym, są to zasady dane nam od Boga, a swoistym „interfejsem”, jest sumienie, które ma każdy człowiek. Nie potrzebujemy przecież żadnych „przepisów”, ani spisanych praw, by wiedzieć, że np. zabijanie, jest z gruntu złe. Nawet, jeśli potraktujemy to grubym tomiszczem z zakresu prawa karnego, które pozwoli nam zinterpretować zabójstwo na tysiąc różnych sposobów (z tego utrzymują się prawnicy), to w głębi duszy WIEMY, że jest to złe. Zawsze.

Zło jednak chce zniszczyć naszą moralność (na tym polega sens istnienia zła), poprzez zrujnowanie tych zasad. Wywrócenie ich całkowicie na lewą stronę. Innymi słowy, to co było zawsze złe, nagle jest ogłaszane jako dobre, a to, co było dobre, jest opluwane, potępiane i prześladowane, oraz wypaczane w najbardziej pokrętny sposób. Klasycznym przykładem są wszelkiego rodzaju zboczenia i dewiacje. Jest to również temat na odrębną dyskusję, ale wiemy (że posłużę się przykładem) już z Biblii, jak to Sodoma i Gomora zostały zniszczone za uprawianie związków homoseksualnych. Czyli za coś, co zostało później nazwane sodomią. Tymczasem sekta satanistyczna, znana jako „ogólnoświatowy ruch lgbt”, czyli „tęczowa zaraza”, usiłuje wywierać naciski na wydawców Biblii, aby ta została odpowiednio przeredagowana, zgodnie z „zasadami inkluzywności”. Akurat jeśli chodzi o ten fragment z Sodomą i Gomorą, to oni chcą, by miasta te zostały zniszczone, ponieważ ich mieszkańcy okazali się niegościnni.

Prawa i obyczaje

Tu właściwie nie ma o czym pisać, bo każdy wie. Tak zwane „Prawo”, to jest zbiór pewnych zasad, tworzonych dla niewolników, przez ich panów. Tak jest od tysięcy lat i nic pod tym względem się nie zmieniło. Może tylko tyle, że egzekwowanie tego „prawa”, dzięki AI, będzie zabójczo wręcz skuteczne. Już jest. Jeżeli popełnisz „wykroczenie”, czyli postawisz się systemowi, spróbujesz nie dać się ograbić, to zostaniesz automatycznie zidentyfikowany, komputer sporządzi akt oskarżenia, wyśle ci informację, że zostałeś osądzony i skazany, a następnie pobierze Ci sam, z twojego konta bankowego, odpowiednią karę. Przypomina mi się scena z któregoś Mad Maxa, jak do sklepu wparowuje uzbrojona po zęby banda rzezimieszków i jej herszt mówi – Zapłać podatek nędzniku! Przerażony sklepikarz, drżącym głosem – Ile panie? – Herszt zbójców na to – Wszystko!

Co do obyczajów, to te ściśle wiążą się z religią i z tradycją. Niektórzy utożsamiają obyczaje z dobrym wychowaniem, z dobrymi manierami. Mówi się więc, że „dobry obyczaj nakazuje, by… coś tam.” Najważniejszy dokument prawny na Świecie, czyli Deklaracja Praw Człowieka, jest określana jako „prawo zwyczajowe”, co oczywiście jest pewną furtką dla tych, którzy te prawa łamią, niemniej jednak, w większości przypadków, praw tych się przestrzega. Bo tak nakazuje „dobry obyczaj”. Tak czy inaczej, to już przeszłość. System zadbał o to, żeby współczesne pokolenie nie znało obyczajów swojej społeczności i to nie tylko tych „dobrych”, ale żadnych, w ogóle. Nawet tak pospolitych, jak ustępowanie starszym osobom miejsca w autobusie. Gdzieś widziałem zdjęcie, jak babcia w chustce na głowie, stoi, a naokoło niej, młodzież rozwalona na fotelach, jak ruskie na mapie, klepie w te swoje smartfony i kolokwialnie mówiąc, ma „wyjebane”. I zanim ktoś mnie skrytykuje za używanie brzydkich wyrazów, musicie wiedzieć, że jest to jak najbardziej zgodne z obecnym „obyczajem”.

Na koniec zostawiłem

Zdolności

I tu w zasadzie skupia się sedno całych moich rozważań. Tak jak napisałem na początku, zdolności, czyli dar dany nam od Boga, zostały bezpowrotnie zniszczone. I są niszczone nadal, ponieważ w nowoczesnym świecie, zarządzanym przez AI, nie mają prawa istnieć żadne zdolności. Dopuszczalna jest wyłącznie wąska specjalizacja. Czyli tresura dotycząca jakiegoś małego wycinka umiejętności niezbędnych do wykonywania nakazanych zadań, zwanych dla zmyłki „pracą”.

Kiedyś każdy z nas przychodził na świat z pewnymi zdolnościami. Gdy dorastał, odkrywał te zdolności i jeżeli miał szczęście posiadać mądrych i kochających rodziców, to stosunkowo wcześnie zaczynał te zdolności rozwijać i pielęgnować. Byli więc zdolni architekci, malarze, rzemieślnicy, ludzie obdarzeni wyjątkowym głosem, albo darem uzdrawiania bliźnich, inni mieli szczególny dar do pozbawiania bliźnich życia, byli też bardzo uzdolnieni złodzieje, fałszerze (to też pewien rodzaj zdolności), a od jakichś niecałych dwóch stuleci, czyli od kiedy wymyślono fotografię, istniało też całkiem sporo uzdolnionych fotografów.

W tej chwili wszystko to, co składa się na bycie uzdolnionym fotografem, zostało wyrzucone na śmietnik!

Pisałem o tym wielokroć, piekliłem się na paru forach fotograficznych, próbowałem walczyć z zalewającą nas powodzią smartfonów, „inteligentnych bezlusterkowców” i tych nasadek, które wsuwa się w sanki od lampy błyskowej, a one robią zdjęcie za nas. Mówiłem jasno i wyraźnie, że TO NIE JEST FOTOGRAFIA!

W najlepszym przypadku, ktoś zaraz pokazywał fotki z wesela, albo reportaż zrobiony smartfonem, uporczywie twierdząc, że ten nieregularny zbiór pikseli, to jest „świetne zdjęcie”, w najgorszym przypadku (czyli prawie zawsze), byłem wyzywany od ciemniaków, leśnych dziadków, tych, którzy „nie chcą iść z postępem” i „odmawiają wejścia do jakiegoś pociągu”, albo byłem wręcz posądzany o zawiść, że „nie stać mnie na taki aparat, więc hejtuję tych, których stać”.

Otóż mam głęboko w dupie wasze smartfony S24 i wasze najnowsze bezlustra Canona, za które niedługo będziecie musieli płacić regularny abonament, żeby w ogóle móc ich używać. Bo właśnie te wszystkie zabawki możecie sobie wyrzucić do kosza. Napisałbym, że „możecie się podetrzeć”, ale aparatem to raczej trudno. Chyba że instrukcją do niego, albo kontraktem na subskrypcję, jeśli macie to na papierze…

Dziś (jeszcze wczoraj, nie, ale już dziś, tak) byle ćwok siądzie do komputera i za pomocą oprogramowania AI, zrobi Wam taki obrazek, że choćbyście się zesrali, albo podpisali cyrograf z diabłem, nie zrobicie lepszego. Może tego nie zauważyliście, ale fotografia, a raczej „TO”, w co przekształciliście fotografię, właśnie przestała istnieć. Ponieważ prawdziwa fotografia bazowała na ZDOLNOŚCIACH! A to monstrum, które stworzyliście, bazuje wyłącznie na sprzęcie. Większość z Was, pozbawiona tego sprzętu, tego oprogramowania i tej całej zasranej AI, nie zrobi ani jednego zdjęcia. Bo nie potraficie. Bo utraciliście wasze zdolności! Sprzedaliście je za trzydzieści srebrników. Za wygodę, za „nic nie robienie”, za perfekcyjny rezultat za każdym razem. Możecie być pijani, martwi, trzymać aparat do góry nogami, obiektywem w niewłaściwą stronę, w kompletnych ciemnościach i fotografować sześćsetletnią bezzębną czarownicę, a i tak uzyskacie zajebiste zdjęcie pięknej laski na tle zachodzącego słońca, uśmiechającej się do Was tak, jakby chciała powiedzieć – Weź mnie piękny kawalerze, chcę być twoja…

To nie jest fotografia. To jest używanie produktu zaszeregowanego do kategorii „fotograficzne”. Prawdziwa fotografia polega na tym, że tworzycie obraz wyłącznie za pomocą waszych TALENTÓW i ZDOLNOŚCI. Narzędzie powinno być jak najprostsze i jak najtrudniejsze w obsłudze. Jeśli nie wiecie, o co mi chodzi, to powiedzcie, czy posąg wykuty w kamieniu przez obrabiarkę CNC sterowaną algorytmami AI, zasługuje na miano takiego samego dzieła sztuki, co Pieta Michała Anioła, wykuta młotkiem i zestawem kilku dłut? I nie pitolcie mi tutaj, że „interesuje was wyłącznie rezultat w postaci zdjęcia”, bo powiedzcie, PO CO w takim razie w ogóle fotografujecie? Pamiątka? Przecież za parę godzin, góra dni, nawet nie będziecie w stanie odnaleźć tych zdjęć, co żeście ich napstrykali na wakacjach. Bo trzymacie je w jakiejś „chmurze”. I w ogóle po co, skoro każde miejsce na Ziemi, możecie znaleźć w internecie? A że Wy chcecie być na tle tych piramid? Co za problem? AI wstawi wasze podobizny, gdzie tylko będziecie chcieli. Nie tylko na tle piramidy, ale nawet w jej wnętrzu, w wielkiej galerii, albo „komorze królowej”, albo na samym szczycie, co jest jeszcze lepsze, bo tak naprawdę, nigdy tam nie wejdziecie.

Jeśli chcecie autentyzmu, prawdziwej fotografii, jeżeli ośmielacie się nazywać „fotoamatorami”, to nie będziecie korzystali z żadnych programów odszumiających, z żadnych algorytmów AI i z żadnych „inteligentnych bezluster z programową korektą optyki”. Coś w rodzaju Photo Shopa CS3, stara lustrzanka z matrycą nie większą niż dwadzieścia parę megapikseli i „wio”. A najlepiej, to aparat na film i własnoręczne wywołanie w ciemni.

Dziś już inaczej nie można. A ponieważ tych, którzy tak właśnie pojmują fotografię, została ledwie garstka, więc mogę oficjalnie ogłosić, że coś, co znaliśmy przez ostatnie sto paredziesiąt lat, jako fotografię amatorską, niniejszym zakończyło swój długi i chwalebny żywot.

Ten blog też stracił rację bytu. Nie będę kontynuował „poradnika”, bo to nikomu już niepotrzebne, nie będę pisał o aparatach, bo aparaty, które były narzędziami, a nie protezami, nikogo poza mną (i paroma „szaleńcami”) nie obchodzą, może czasem pokażę parę zdjęć, ale też niedużo, bo fakt, że fotografia amatorska przeniosła się do „krainy wiecznych łowów”, tak głęboko mnie zasmucił, że właściwie przestałem fotografować. A w każdym razie przestałem fotografować cyfrowo. Robię to wyłącznie w celach dokumentacyjnych, do wszystkiego innego mam film…

Pozdrawiam tych nielicznych „Szaleńców”, którzy jeszcze pozostali na placu boju, a którzy też niebawem odejdą. Chyba że coś się zmieni. Chyba że pokonamy zło i przekażemy naszym dzieciom wszystkie te wartości, o których pisałem powyżej.Wiedzę, wierzenia, sztukę, moralność, prawa, obyczaje oraz zdolności i nawyki. Czyli ogólnie mówiąc, kulturę…

Życzę Wam wszystkim wytrwałości, wiary i… Dużo zdrówka.

Dobranoc…