Jak napisał Jerzy Płażewski w jednej ze swoich książek, fotografia to radość życia. Aparat nie został stworzony dla ludzi smutnych i skwaszonych. Słoneczna atmosfera, jaką przepojony musi być każdy obraz fotograficzny, tworzy fotoamatorów. Właśnie amatorów, a nie technicznych pedantów. Grzechem głównym przeciw słonecznej atmosferze byłoby utopić tę rzecz o fotografii, w wyrachowanej gadaninie technicznej…
Niestety grzechem głównym, ale nie jedynym. Słonecznej stronie fotografii zagraża dziś dużo więcej grzechów, niż tylko wyrachowany pedantyzm techniczny. Wystarczy przejrzeć fora internetowe poświęcone fotografii – bo trzeba przyznać, że współczesny fotoamator jest ukształtowany przez internet – żeby się przekonać, jak mało dziś jest fotografii w fotografii i jak bardzo zapomniano o tym co najważniejsze, a więc o radości życia.
Zapewne żadnemu z mistrzów fotografii, na których książkach wychowały się całe pokolenia fotoamatorów, nie przyszło do głowy pytanie, które dziś trzeba zadać z całą stanowczością – Po co fotografujemy? – Większość powie – dla pieniędzy, żeby się utrzymać – Ale to są zawodowcy, którzy zresztą od co najmniej kilkunastu lat są gatunkiem wymierającym. A my mówimy o amatorach. – Żeby mieć pamiątkę – powiedzą inni – ale do tego wystarczy fotka telefonem (kiedyś się zamawiało zawodowego fotografa, dziś się robi to tylko na weselu, albo Pierwszej Komunii) – Więc po co?
Pisałem już o tym tutaj i stwierdziłem (uogólniając), że pozostała nam tylko fotografia artystyczna, ale nie o to mi tym razem chodzi. Rzecz w tym, że zrobiliśmy już to zdjęcie, artystyczne, albo i nie i teraz zastanawiamy się, co dalej? Bo skoro „fotografia ma służyć przekazywaniu emocji” (nie mylić z emotkami), to ma ona sens tylko wtedy, gdy dzielimy się nią z innymi ludźmi. I wszystko jedno, czy to są zdjęcia artystyczne, przyrodnicze, reportażowe, czy po prostu pamiątkowe. Te ostatnie, najlepiej zawsze się oglądało na slajdach, wyświetlane w ciemnym pokoju, na prześcieradle przypiętym na ścianie w charakterze ekranu, w gronie rodziny, albo przyjaciół. Gdy zapalało się światło, czuliśmy się, jak w kinie, po zakończeniu dobrego filmu. Magiczny świat, z którego trzeba w końcu wyjść i z głębokim westchnięciem, wrócić do szarej i oświetlonej rzeczywistości.
Jednym słowem, fotografia robiona „do szuflady”, jest kompletnie pozbawiona sensu. I w tym momencie poświęcę parę zdań wspominanemu już przeze mnie zagadnieniu, jakim jest forum fotograficzne. Nie tylko zresztą fotograficzne. Również modelarskie, artystyczne, kulinarne, hodowców psów, koni, rybek akwariowych, wędkarskie, a nawet zbieraczy starych maszynek do golenia, czy wiecznych piór.
Wszyscy ci ludzie, od kiedy istnieje internet, spotykają się na forach, żeby się chwalić, swoimi kolekcjami maszynek do golenia, swoimi akwariami, psami, rysunkami, modelami samolotów, czy zdjęciami. A jeśli nie mają żadnej z tych rzeczy, jak np. użytkownicy forów historycznych, to chwalą się swoim doświadczeniem i swoją wiedzą. Uczyli się tego przez wiele miesięcy, albo lat i to jest ich dzieło, którym pragną zaimponować innym. My jednak, skupimy się chwilowo na fotografii.
Kiedyś, w zamierzchłych czasach, kiedy nie było (wiem, że to trudne do uwierzenia) internetu, jedynym sposobem na podzielenie się swoimi zdjęciami, z innymi, była publikacja prasowa, publikacja w magazynie o fotografii, albo wystawa, organizowana najczęściej w jakimś domu kultury. Żeby wziąć udział w takiej wystawie, nierzadko połączonej z konkursem, dobrze było gdzieś „należeć”. Do lokalnego towarzystwa fotograficznego, do ZPAF-u, albo ostatecznie do szkolnego kółka zainteresowań. Samemu raczej ciężko było się przebić, ale można było próbować też wysłać swoje prace do jednej z gazet fotograficznych, których w naszym obszarze kulturowym, było dosłownie kilka. Foto, Fotografia, Советское фото… A nie, tutaj to już się rozpędziłem. Chociaż… W naszej Fotografii, często pojawiały się prace amatorów ze Związku Radzieckiego, NRD, czy Czechosłowacji, a nasi amatorzy pokazywali swoje zdjęcia u nich. Ciekawe jest to, że dziś nie tylko żadne z tych pism nie istnieje, ale nie istnieją też wymienione kraje…
Dziś mamy internet i to upraszcza oczywiście dzielenie się zdjęciami z innymi, a więc możemy nie tylko chwalić się tym, co zrobiliśmy, ale też oglądać prace innych, co pomaga nam podnieść swój poziom na nieosiągalne wcześniej wyżyny. Istnieje wprawdzie problem selekcji, bo akurat tutaj jest zdecydowanie więcej plew, niż ziarna, ale da się go łatwo rozwiązać, dzięki doświadczeniu, tudzież zastosowaniu się do kilku prostych zasad.
Zasada pierwsza – Obraz jest wszystkim. Słowa mogą być co najwyżej jego uzupełnieniem, nie odwrotnie. Dlatego całkowicie możemy pominąć przeróżnych „guru”, którzy, choć bardzo „mądrzy” i na wszystko mają radę, nie mają nic do pokazania. Takich guru, najczęściej można spotkać właśnie na forach, czy grupach na facebooku. Każdego skrytykują, w razie potrzeby sprowadzą na ziemię, ale żeby było co pooglądać? Eee tam…
Zasada druga, brzmi tak samo. Obraz jest wszystkim. A więc oglądajmy, jak najwięcej obrazów. Blogi fotograficzne, albumy znanych fotografów, biblioteki, archiwa, magazyny o fotografii itd. Albo na przykład taka strona Shorpy.com Jeśli ktoś nie zna, koniecznie powinien zobaczyć. Tysiące zdjęć, robionych w Stanach Zjednoczonych Ameryki, pomiędzy 1850, a 1950. Wspaniała jakość, niesamowity obraz codziennego życia, pracy i rozrywki Amerykanów. A poza tym, świetna szkoła patrzenia. Bo oglądamy te zdjęcia, jedno po drugim, najpierw dziesiątkami, później setkami, aż wreszcie… Zaczyna nam się podobać wybiórczo. Nie wszystko jak leci, ale na przykład – O, to jest ładne!
W końcu zauważamy, że dobre zdjęcie nie musi być jakieś „wydumane”, zrobione sprzętem za kilkadziesiąt tysięcy, o rozmiarach 2 na 3 metry i rozdzielczości 78000 dpi. Ono nie musi być nawet perfekcyjne technicznie. Wystarczy, że będzie opowiadało jakąś historię, albo będzie pokazywało jakiś przedmiot, widziany z zupełnie innej perspektywy, niż oglądamy go zazwyczaj.
Robienie zdjęć, poprzez szukanie takich właśnie „ciekawych punktów widzenia”, albo opowiadaniu historii, zwłaszcza, gdy zacznie się te rzeczy dostrzegać, w codziennym życiu, to czysta radość. Uporczywe szukanie tematu, żeby zrobić „dobre zdjęcie”, to udręka porównywalna z piekłem. I to jest właśnie zasada numer 3 – Naszym celem nie jest świetne zdjęcie, na widok którego wszystkim opadną szczęki, tylko znalezienie sposobu na opowiedzenie jakiejś historii, albo pokazanie czegoś, w taki sposób, w jaki my to widzimy. Opowieść i emocje. Tylko to jest ważne.
Oglądając zdjęcia innych i robiąc swoje, po jakimś czasie, zaczyna się „łapać” wspólne punkty, które czynią zdjęcie interesującym. Jak w wielu dziedzinach, tutaj też, praktyka czyni mistrza. Nie da się tego zrobić, ot tak… Tu nie ma nic na siłę. Nic na już. Bo nie wyjdzie. Ale próbować trzeba cały czas. W końcu nasze wysiłki zostaną nagrodzone. Fotografowanie, wyszukiwanie motywów i planowanie pracy, stanie się czystą, nieskrępowaną żadnymi zobowiązaniami, przyjemnością. Nagle wszystko stanie się proste, a my poczujemy się, jakbyśmy zdjęli z oczu jakąś matową szybę, która zawsze zasłaniała nam widok. I to jest właśnie ten moment, kiedy odnajdujemy się po Słonecznej stronie fotografii…
Ale miało też być parę słów o oddzielaniu ziarna od plew, czyli o selekcjonowaniu materiału wartościowego, znalezionego w internecie, od bezwartościowego. Otóż moim zdaniem, najmniej warte uwagi, najgorsze i najbardziej destrukcyjne, są wszelkie fotograficzne fora. Czemu tak uważam, skoro sam jestem użytkownikiem co najmniej trzech z nich? No cóż… Z pewnością nie są to miejsca, w których można zdobyć wiedzę, albo nacieszyć oczy tysiącami doskonałych zdjęć, czy wymienić jakieś doświadczenia, pomiędzy bardziej zaawansowanymi fotografującymi, a nowicjuszami. Zacznijmy od tego, że nie widziałem jeszcze, by taka wymiana doświadczeń, nie przerodziła się prędzej czy później (po jednym, albo po pięciu kolejnych wpisach), w awanturę. W najlepszym wypadku, w pyskówkę, pełną wzajemnego obrzucania się błotem i subtelnych uwag na temat poziomu wiedzy adwersarza.
NIE MA tu wyjątków. Bez względu na to, czy chcecie kupić swój pierwszy aparat, czy zastanawiacie się nad wyborem, pomiędzy bezlusterkowcem, a lustrzanką, nad wyborem firmy, a nawet nad rodzajem zdjęć, które chcielibyście robić, zawsze znajdzie się ktoś, kto zaneguje każdą wypowiedź, jaka się pojawi. Z Waszą na czele.
To jest ciemna strona fotografii. Odradzam tą drogę, jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć, wzbogacić swoje doświadczenie, albo obejrzeć jakieś fajne zdjęcia. Po pierwsze, wszystkie te wiadomości są zupełnie bezużyteczne, ponieważ w miejscu, gdzie może się wypowiedzieć każdy, z pewnością każdy skorzysta z tej okazji i oczywiście będzie plótł, co mu ślina na język przyniesie, nie dbając kompletnie o to, że robi komuś krzywdę, wprowadzając go w błąd. Po drugie, nie ma chyba drugiego miejsca, które jest tak naładowane wzajemną nienawiścią, rywalizacją i chęcią dokopania bliźniemu swemu, jak właśnie forum tematyczne.
Czemu więc sam się na różnych forach pojawiam? Dobre pytanie. Żeby na nie odpowiedzieć, należy sobie uświadomić, po co właściwie jest forum. A raczej – Po co dziś jest forum? – Bo to się na przestrzeni ostatnich paru lat mocno zmieniło. Nie służy zdobywaniu wiedzy, nie doradza i nie ma wiele do pokazania. Co więc daje forum i bycie jego członkiem?
Forum to karczma i karczmą winno pozostać…
No cóż. W uproszczeniu, można powiedzieć, że jest to (a raczej powinno być) coś w rodzaju karczmy, do której się zagląda po dniu ciężkiej pracy, żeby usiąść w głębokim fotelu, otworzyć sobie piwo i pośmiać się, razem z paroma dobrymi kumplami, a czasem pokazać sobie jakieś fotki i powiedzieć – Zobacz Grzesiu, jakie dziś na spacerze zdjęcie żem szczelił. Co myślisz?
Analogia do knajpy, jest jak najbardziej odpowiednia. Różnica jest jedynie taka, że się nie widzimy, ale to nie jest akurat najważniejsze. Nadal możemy wygodnie usiąść, otworzyć sobie swój ulubiony trunek, włączyć jakąś muzykę i robić to, co robimy zwykle, siedząc w knajpie, albo w pubie. Relaksować się. To jest nawet lepsze, bo tańsze, muzyka nie ogłusza i jest taka, jakiej akurat chcemy słuchać, a gdy któryś z kumpli się upije i zaczyna być uciążliwy, po prostu zamykamy stronę i zajmujemy się czymś innym. Czyż to nie jest piękne?
Oczywiście na różnych forach istnieją działy, stworzone właśnie po to, żeby ludzie mogli się pośmiać, swobodnie pogadać i bez poczucia skrępowania jakimś regulaminem, czasami też się pokłócić. Karczma, Hyde park, Bawialnia, Rozmowy o niczym, Plac zabaw, Piaskownica… To tylko niektóre nazwy, z jakimi się zetknąłem. I jest pewna dziwna prawidłowość, polegająca na tym, że im bardziej taka „karczma” jest rozbudowana, tym forum jest pełniejsze życia. Tam, gdzie „nie ma miejsca na robienie sobie śmichów chichów, krajobraz z wolna zaczyna przypominać coś takiego…
Niestety ci, którzy tworzą dziś fora internetowe (nie tylko fotograficzne), albo traktują je jak jeszcze jedną pozycję w kolumnie przychodów i jest im wszystko jedno, byle było więcej rejestracji (rejestracje to dane, które można sprzedać i które są sprzedawane. Jak myślicie, skąd się bierze cały spam w Waszych skrzynkach mailowych?), albo są niczego nieświadomi, tkwiąc wciąż we wczesnych latach 90, kiedy mieliśmy do wyboru wyłącznie portal elektroda.pl i nic poza nim. Wydaje im się, że mogą pohukiwać sobie na nas, ze swoich katedr, nakładać na nas kary w postaci punktów, banować, albo po prostu mówić nam, jak mamy się zachowywać. W obydwu przypadkach mamy przesrane. Często spotykam się ze zdaniem, że to tylko u nas, że na forach zagranicznych jest pełna kultura. Czy myślicie, że tam ludzie są bardziej kulturalni? Ależ skąd. Oni po prostu są bardziej wymagający i nie będą siedzieć gdzieś, gdzie ktoś będzie ich pouczał. Po prostu pójdą gdzie indziej. Jeśli więc fora chcą utrzymać użytkowników, muszą dbać o to, żeby wszyscy czuli się jak w ulubionej knajpie, a nie na dywaniku u dyrektora…
Mówi się też, że idea forum się „wypaliła”, że teraz wszyscy wynieśli się do klubów tematycznych, na facebooka. Z tym też się nie zgodzę. Wiecie, jak wygląda taki „klub” na fb? Ooo, na pewno, większość z Was wie. Nie będę więc o tym pisał, powiem tylko, że wciąż jest dużo ludzi, którzy czują potrzebę porozmawiania o fotografii z innymi ludźmi, pochwalenia się zwoimi zdjęciami itd, ale niekoniecznie odpowiada im towarzystwo rozwydrzonych gówniarzy, którzy „lajkują” zdjęcie, nie będąc często świadomymi, co właściwie robią. Przy czym należy pamiętać, że danie lajka, nie oznacza wcale – Tak, uważam że to jest świetne zdjęcie, podoba mi się zwłaszcza, jak umiejętnie wykorzystałeś to piękne rozproszone oświetlenie zachodzącego słońca… Lajk oznacza – Tak, widziałem to, bo mi się wyświetliło. Nie bardzo wiem, co tam było, bo akurat byłem zajęty oglądaniem, jak na snapchacie ktoś próbuje podpalić swojego bąka, ale coś mi tam mignęło, więc lajk poszedł…
Naprawdę, nie wszyscy fotoamatorzy do tego stopnia zdziadzieli, żeby nie chcieć znaleźć się od czasu do czasu w bardziej cywilizowanym towarzystwie i porozmawiać z ludźmi, których iloraz inteligencji wyraża się liczbą co najmniej trzy cyfrową. Świadczą o tym choćby pobieżne statystyki. Wystarczy wejść na pierwsze lepsze forum, jak Pentax, Canon-board, czy jeszcze niedawno Analogowi Ortodoksi. W momencie, gdy piszę ten tekst, na forum Canon-board jest 411 osób, z czego 11 zalogowanych, na Pentaxie 115 osób, a na Analogowych Ortodoksach nie ma w ogóle, bo forum padło (ofiarą zorganizowanej obojętności), ale zanim padło, odwiedzało go co dziennie ponad 300 gości. To wszystko, moim zdaniem, świadczy o tym, że fora tematyczne (fotograficzne w szczególności) cieszą się nie słabnącą popularnością i gdyby tylko ludzie je tworzący, zechcieli uświadomić sobie, że mamy rok 2021, a nie 1995, to na większości z nich, ruch by był, jak na Kercelaku. Niestety, są to jednostki w większości niereformowalne, a jeśli nawet znajdzie się jeden Don Kichot, który będzie chciał coś zmienić, nikt mu nie pomoże, a niewielu jest frajerów, którzy będą walczyć z obojętnością, zupełnie za friko. O ile będą mieli szczęście i nie spotkają się z jawną wrogością.
Na początku, kiedy fora (i w ogóle internet) jeszcze były czymś w miarę nowym, wszyscy byli dla siebie uprzejmi, tolerancyjni i pomocni. Z biegiem czasu, potworzyły się jednak różne kluby, koterie, kółka różańcowe i stronnictwa, a także pojawili się „guru”. Czyli jeden, lub kilku „klasowych dupków”, którzy do tej pory zawsze mieli rację i prędzej dadzą się zamarynować, niż pozwolą komukolwiek ten stan zmienić.
Jest i inna strona medalu. Fora, postępując w ten sposób, odstraszyły większość wartościowych ludzi, przyciągając na ich miejsce aroganckich gówniarzy*, którzy przychodza po to, by zapytać – jaki kupić aparat, bo oni chcą robić profesjonalną fotografię. Oni nie chcą się niczego dowiedzieć, ani nauczyć. Chcą link do konkretnej oferty i propozycje najlepszych cen. Niektórzy piszą wprost – czekam na konkretne propozycje – i są bardzo zdziwieni, gdy ktoś, zamiast im podać gotowe danie, na talerzu, ośmiela się ich pouczać, albo sugerować zdobycie jakiejś wiedzy.
*Nie czepiam się tutaj wieku. Słowa – gówniarz – używam w ten sam sposób, jak niektórzy używają określenia – wieśniak – po prostu w znaczeniu pejoratywnym, a nie dlatego, że ktoś pochodzi ze wsi, lub na wsi mieszka.
A więc mamy z jednej strony, fotoamatora, pasjonata, człowieka, który coś tam już liznął i wie, co to jest przysłona, który chciałby zacząć należeć do jakiejś społeczności podobnych pasjonatów, by w miłej i serdecznej atmosferze, wymieniać doświadczenia na temat fotografii, oraz oglądać zdjęcia. Dużo zdjęć. Gdy taki trafi na forum, zaraz spotka się z „szarą rzeczywistością” (czyli jakiś „guru”, cierpiący na kompleks „jedynego szeryfa w mieście”, przywoła go do porządku) i czym prędzej ucieknie. A takich ludzi, szukających sobie miejsca, jest mnóstwo (mówiłem Wam, ilu gości dziennie odwiedza fora fotograficzne). Niestety, nie mają się gdzie podziać…
Z drugiej strony, mamy motłoch, który jest przyzwyczajony do tego, że każdy problem da się rozwiązać, zadając kilka pytań na fejsbuku, albo wpisując stosowną frazę na Youtube. Ludzi, którzy nie uznają czegoś takiego, jak nauka, albo wieloletnie, mozolne zdobywanie doświadczenia. Oni chcą mieć wszystko „na już” i chcą, żeby im to dostarczyć w postaci linku. Są też przekonani, że wszyscy ludzie na świecie żyją wyłącznie po to, żeby spełniać ich zachcianki. Wierzą też, że mając odpowiedni link, można zrobić wszystko, włączając w to poważną operację chirurgiczną, na otwartym sercu.
Problem w tym, że „elity” na forach, kompletnie nie odróżniają jednych od drugich. Z upodobaniem tępią zdrową, wartościową tkankę, jednocześnie pielęgnując i faworyzując wszelkie nowotwory, które na tej tkance żerują. W praktyce wygląda to tak, że pastwią się nad jakimś Bogu ducha winnym amatorem, bo postawił przecinek w nieodpowiednim miejscu, albo zadał pytanie w niewłaściwym dziale, a milczą jak grób, gdy pojawi się jakiś niewychowany pacan, z wielkimi roszczeniami i zaczyna siać niezdrową atmosferę. Gdy jednak któryś z użytkowników nie może tego wytrzymać i sam bierze sprawę w swoje ręce (odzywając się nieopatrznie), rzucają się do gardła jemu. Bo jest okazja pokazać, kto tu rządzi, a ponieważ się jest nędznym tchórzem, więc najchętniej (i najłatwiej) leje się „swoich”. To bezpośrednio powoduje odpływ wartościowych użytkowników i później jest dopiero narzekanie, że „wiatr hula po forum” i „to nie jest już to, co kiedyś”. Jak jednak, w takiej atmosferze można się spodziewać, że forum może nas czegokolwiek nauczyć, albo że obejrzymy tu jakieś fascynujące zdjęcia? Skoro większość ludzi na nim jest pochłonięta walką o udowodnienie kto jest mądrzejszy, walką o władzę i dosrywaniem sobie nawzajem?
Żeby być całkiem uczciwym, muszę też powiedzieć, że na niektórych forach fotograficznych jest całkiem sporo fantastycznych ludzi. Właściwie, to na każdym z nich. Niestety, to nie oni nadają charakter forum i wypada jedynie żałować, bo gdyby atmosfera była bardziej sprzyjająca, to z pewnością odzywaliby się częściej i więcej by pokazywali. A tak, pojawiają się od wielkiego dzwonu, najczęściej, żeby się zdenerwować i zwątpić (po raz kolejny) w sens tego wszystkiego.
Fora fotograficzne, jeśli chcą przetrwać, muszą zrozumieć, że poziom „życia” na nich, jest odwrotnie proporcjonalny do kolesiostwa i faworyzowania siebie nawzajem, kosztem innych. Przecież ludzie nie są głupi. Oni to doskonale widzą i umieją też czytać. Jeśli spotkają się z ostracyzmem, albo zostaną na dzień dobry, zjebani, przez jakiegoś cymbała o przerośniętym ego i dużym stażu na forum, że „niewłaściwie się odezwali”, albo „wyrażają swoje poglądy ze zbytnią pewnością siebie”, to odwrócą się na pięcie i pójdą gdzie indziej. Albo założą własne gniazdko, w postaci bloga, czy strony. Co jest świetnym pomysłem, jeśli ktoś ma co pokazać i chce się podzielić tym z innymi.
Wy, którzy chcecie dzielić się swoimi zdjęciami z innymi, albo chcecie się czegoś nauczyć, ewentualnie uzyskać konstruktywną krytykę swojej pracy, ZAPOMNIJCIE O FORACH FOTOGRAFICZNYCH.
Forum to miejsce taniej plebejskiej rozrywki, a nie rozwoju i edukacji.
Po tej małej dygresji (która trochę za bardzo nam się rozwinęła), wróćmy do zasadniczego pytania, postawionego gdzieś na początku.
PO CO FOTOGRAFUJEMY ?
Choć właściwie pytanie powinno brzmieć inaczej – Do czego nam potrzebny aparat? Wszak to aparat, ewentualnie jakieś dodatkowe obiektywy są tym, od czego przygodę zaczyna większość przyszłych fotoamatorów. Bierze się to najczęściej z kompletnej niewiedzy na temat fotografii, połączonej z wrażeniem, jakie wywołało jakieś elektroniczne „cacko”, widziane u faceta na weselu, albo gdzieś na ulicy, na wakacjach. Ewentualnie lektura National Geographic i zdjęcie Marcina Kydryńskiego obwieszonego Leicami…
Jesteśmy przekonani, że wystarczyłoby mieć taki sam aparat, a sława, pieniądze i kobiety, czekają na nas z otwartymi ramionami. W ogóle nie bierzemy pod uwagę wszystkich innych okoliczności. Ani pasji tych ludzi, ani tego, że odebrali staranne wykształcenie i zaczynali od pracy gońca w redakcji lokalnej gazety, by przechodząc kolejno przez coraz wyższe szczeble, dostać wreszcie zlecenie na pierwszy samodzielny reportaż.
Oglądamy czyjś blog (ja ostatnio znalazłem coś takiego), czyjeś zdjęcia i pierwsze pytanie, które się nam nasuwa, to – czym było robione? – Błąd. Mnie interesuje co innego. Jak było robione? Co to były za miejsca? Jak ci ludzie na zdjęciach reagowali na aparat? Czy z nimi rozmawiałeś, czy robiłeś z doskoku, bez pytania? I tak dalej… A czym? Pewnie jakimś aparatem. Może nawet telefonem. Czy to ważne czym? Obok mógł stać gość z Hasselem, albo właśnie z Leicą M9 i nie zrobił nic. Bo być może zaczął kiedyś od pytania – Jakim aparatem to było robione? – i ktoś mu udzielił odpowiedzi. Kupił więc ten aparat, za worek pieniędzy i pojechał w nieznane, czekając aż nawinie mu się jakaś głodna murzyńska dziewczynka na poboczu drogi, z sępem w tle… Ale że nic takiego się nie zdarza, więc wraca rozczarowany i narzeka.
„Miałem za słaby aparat i nie ten obiektyw, za wolny AF, za mało bitów, za mały fps” itd, itp… Nie przyjdzie mu do głowy, że po prostu patrzył, a nie widział. Bo zabrakło wrażliwości, ciekawości świata i umiejętności zobaczenia w pozornie nijakim krajobrazie, czegoś niezwykłego.
Ktoś taki nigdy nie będzie robił dobrych zdjęć, choćby kupił całą fabrykę Leici. I niestety, ale nic tego nie zmieni. Gdy spróbować bowiem uświadomić go, że może powinien się trochę dokształcić, może wziąć udział w jakichś warsztatach, w jakimś grupowym wyjeździe, pooglądać zdjęcia innych, to się wścieknie. Jak to umiejętności?! Śmiesz twierdzić, że brakuje mu umiejętności? Że jest coś, czego on nie wie?
To bardzo przykre, ale ten człowiek jest jak Anakin Skywalker. Jest skazany na ciemną stronę fotografii, choćby nie wiem jak bardzo się starał ten stan zmienić. Nie idźcie tą samą drogą. Nie pogrążajcie się w otchłani technologii. Niech Was nie obchodzi, jakim aparatem było zrobione zdjęcie, ani jaki aparat kupić, żeby „być profesjonalistą”. Właśnie na jednym z forów fotograficznych, pojawił się ostatnio gość, który zadał takie pytanie.
Chcę zakupić profesjonalny sprzęt na początek co możecie polecić? Mam do wydania ok 3000zł na aparat i obiektyw. Fotografia jaka mnie interesuje to portret, krajobraz, architektura, macro, fotografia produktowa. Do tej pory robiłem zdjęcia tylko zwykłą małpką i telefonem. Od czego najlepiej zacząć Canon, Sony, Nikon.
A po jakimś czasie…
Który rodzaj fotografii jest najłatwiejszy do nauki i jaki sprzęt bym potrzebował?
Oczywiście, pomimo licznych życzliwych porad i tłumaczeń, że profesjonalista to ktoś kto zarabia na zdjęciach, że najpierw trzeba zacząć od podstaw, on w kolejnych pytaniach uparcie odmienia we wszystkich przypadkach słowo „profesjonalny”, a nie ma nawet przybliżonego pojęcia, co właściwie go interesuje! To nie jest pasjonat, mający do przekazania jakieś swoje odczucia, jakiś swój punkt widzenia świata, tylko przekonany o swojej doskonałości typ, który „kupi profesjonalny sprzęt” i będzie czekał na okazję. W międzyczasie wstawiając na forum nędzne, beznadziejne technicznie i nic nie wyrażające pstryki. Ponieważ nikt go nie pochwali (nie umrze z zachwytu), więc dojdzie do wniosku, że „wszyscy jesteście zazdrośni i nie znacie się na zdjęciach”, a następnie trzaśnie drzwiami i tyle go zobaczycie. Takich ludzi, niestety, jest mnóstwo. I nie ma kto ich naprowadzić na właściwą drogę. Na forach (co już mówiłem) będą ich okłamywać, chcąc utrzymać nowego użytkownika, na fejsie będą im dawać setki lajków (co nic nie znaczy), a znajomi będą ich zbywać czymkolwiek (tak tak, świetne…) żeby tylko się odczepili.
Jak powiedział jeden ze zdolnych polskich Fotografów…
Najgorszą rzeczą, jaka może się przytrafić na początku, to wpadnięcie w pułapkę samozadowolenia. Najlepiej wtedy pokazać swoje zdjęcia komuś, kto naprawdę się na tym zna. Konstruktywna krytyka jest przysłowiowym kubłem zimnej wody na rozgrzaną głowę, a nauka wyniesiona z takiej krytyki, wprost bezcenna.
Tomasz Tomaszewski, twierdzi z kolei, że…
Kiedyś było tak, że trzeba było nauczyć się tego wszystkiego, zorientować się czym jest wywoływacz, utrwalacz. Mnóstwo rzeczy trzeba było wiedzieć, zanim człowiek mógł wykonać zdjęcie. Nie było automatycznych ustawień ostrości, automatycznej ekspozycji, trzeba się było tego nauczyć. Dzisiaj kupuje się aparat, naciska i zdjęcie gotowe. To powoduje, że sam zawód degraduje się gwałtownie i powoduje przekonanie, że to wszystko samo wyjdzie, że ludzie przestali się wysilać. A moim zdaniem te najlepsze rzeczy jakie świat do tej pory zaoferował, pochodzą z cierpienia. Jeżeli nie robi pan żadnego wysiłku, jeżeli pan nie cierpi, to po prostu pan nie zrobi nic dobrego. Kiedy czytam historię sztuki, to ilość cierpień związana z wyprodukowaniem pięknego obrazu, pięknej rzeźby, tańca, utworu muzycznego, poematu – to są niebotyczne cierpienia. Ta łatwość związana ze współczesną technologią powoduje, że my robimy się leniwcami, nie wysilamy się, korzystamy z tego. Zdjęcia, które powstają, są w dużej mierze odbiciem naszej świadomości, tego kim jesteśmy, są zdjęciami banalnymi, nikomu nie potrzebnymi…
Natomiast ja mówię…
Jeśli coś lubisz robić, jeśli sprawia Ci to przyjemność, jeżeli Twoją pasją jest właśnie fotografia, jeśli chciałbyś (lub chciałabyś) powiedzieć innym, o Świecie, jak Ty go postrzegasz i fotografowanie wydaje Ci się dobrym sposobem, by to zrobić, to weź jakikolwiek aparat (albo przeczytaj ten rozdział i kup sobie jakiś) i zacznij to robić! Nie pytaj, „jaki rodzaj fotografii jest najlepszy, bo to głupie pytanie! To tak, jakby zapytać „Co ja lubię na śniadanie?” A któż ma to wiedzieć u licha, jak nie Ty? Nie próbuj „zostać profesjonalistą” i nie bierz się za fotografię ślubną, bo myślisz, że z tego jest kasa. W ogóle nie wiąż nadziei na zrobienie kariery z fotografią. Nigdy jeszcze nikt, kto zaczął w ten sposób, nie osiągnął sukcesu. Zresztą żeby osiągnąć sukces, trzeba zdobyć solidne wykształcenie i przez wiele lat ciężko pracować.
I jeszcze jedno. Zdobywanie wiedzy, nigdy nie było tak łatwe, jak teraz. Trzeba tylko chcieć. czy uwierzycie, że na jednym z forów foto, zarejestrował się kiedyś pewien młody człowiek i zadał pytanie – Co w skrócie CMYK, oznacza litera K. Czy kolor biały, czy czarny? – Wyszukiwarka internetowa, gdy wpisałem tą samą frazę, dosłownie zakrztusiła się, wypluwając w ciągu 0,4 sek ponad 80 tys. odpowiedzi. Ten dzieciak jednak wolał odnaleźć forum fotograficzne, zarejestrować się na nim, znaleźć odpowiedni dział i… Zażądać, żeby ktoś mu to podał na talerzu. Nie pytajcie więc, „jakiego aparatu potrzebuję do portretów”, ani „czy Nikon będzie lepszy, czy może Sony”. Wiadomości tego rodzaju nie są Wam (na razie) do niczego potrzebne, a nawet jeśli koniecznie chcecie to wiedzieć, wszystko da się znaleźć samemu. Trzeba tylko ruszyć cztery litery i przestać klepać w tego durnego fejsbuka, albo innego tiktoka.
Jeśli naprawdę chcecie zająć się fotografią, bo Was to kręci, to musicie się opowiedzieć po Słonecznej Stronie Fotografii. Zacząć od poznawania zdjęć, czytania książek i oglądania filmów. A następnie wziąć pierwszy lepszy z brzegu aparat (nawet ten w telefonie) i robić zdjęcia samemu. Dużo zdjęć.
Gdy jednak wybierzecie fejsa, jakieś forum, zaczniecie od pytań, „co kupić, żeby robić profesjonalne zdjęcia”, jeśli jedynym Waszym celem będzie wywołanie opadu szczęki u ludzi, jacy to jesteście świetni i wreszcie, jeśli chcecie „zrobić biznes na zdjęciach”, to znaczy, że wybraliście ciemną stronę fotografii i do niczego nie dojdziecie. Zajmijcie się lepiej łowieniem ryb…