Hej! Czy jest na sali fotograf?

Pytanie powinno właściwie brzmieć nieco inaczej i być trochę dłuższe, ale wtedy źle by wyglądało, jako tytuł. A chodzi mi po prostu o to, czy ktoś jeszcze w ogóle robi zdjęcia?

Do zadania tego pytania skłoniły mnie liczne polemiki podejmowane (najczęściej z opłakanym skutkiem) na różnych forach fotograficznych, w rozmowach z ludźmi interesującymi się fotografią, zmierzające do tego, by wydobyć z fotografii to, co jest w niej najważniejsze. By dotrzeć do sedna, do głębi spraw i dowiedzieć się, po co właściwie ci ludzie chcą mieć aparat fotograficzny. Wydawałoby się, że to jasne – żeby robić nim zdjęcia – ale okazuje się, że to w ogóle nie ma żadnego znaczenia. Zatem po co? Po kiego grzyba oglądają te filmy na YT, po co czytają recenzje, po co rejestrują się na różnych forach, zadają mnóstwo mądrych pytań, np „jak szybki bufor ma nowy Nikon Z9, albo jak bardzo DR „starego” Canona 5D MkIII odstaje od DR w R6. Niektórzy życzliwi donoszą, że pojawił się nowy soft, który czyni wykrywanie poruszających się na wietrze flag, o 0,22 procenta skuteczniejszym…

Dlaczego napisałem, że rozmowy takie zwykle mają „opłakany skutek”? Bo choć pisałem o tym wielokrotnie i powoływałem się na liczne autorytety z dziedziny fotografii, jakoby głównym celem fotografii było fotografowanie, nikt na mnie nie zwraca uwagi. Niektórzy pogardliwie się uśmiechają, szydząc z mojego archaicznego, właściwie muzealnego już dziś eksponatu, jakim jest mój leciwy Pentax K1, albo jeszcze starszego (aż się boję wymówić głośno tej nazwy) Canona 60D, niektórzy kategorycznie wręcz twierdzą, iż niemożliwe jest zrobienie tymi „struclami” czegokolwiek, a zdecydowana większość po prostu mnie ignoruje.

Powoływanie się na autorytety, niczego tu nie zmienia. Od lat mówią zresztą to samo…

Aparat jest tylko narzędziem umożliwiającym zrealizowanie naszej wizji. To człowiek robi zdjęcia, a nie aparat…

Wielu fotoamatorów nie może, a raczej nie chce zrozumieć, że słaby poziom ich zdjęć jest spowodowany ogromnymi brakami w wiedzy, a nie sprzętem. Wierzą, że gdy kupią odpowiednio drogi i nowoczesny aparat, automatycznie staną się mistrzami fotografii…

Jedynym sensownym argumentem przemawiajacym za kupieniem lepszego, nowszego i droższego aparatu, jest „dojście do ściany”. Wyczerpanie jego możliwości, w fotografii którą uprawiamy…

Zawsze jak widzę te pytania, czy warto zamienić np 6D na R6 i dlaczego, zastanawiam się, co takiego robią ci ludzie, że ich dotychczasowy sprzęt przestał im wystarczać. Bardzo chciałbym się dowiedzieć, ale niestety nigdy nie widziałem nawet jednego zdjęcia, u żadnej z tych osób. Jestem w stanie zrozumieć fotoreportera (np sportowego), który robi zdjęcia dla jakiejś agencji i szybkość AF, oraz liczba klatek na sekundę, mogą mieć dla niego istotne znaczenie. Ale większość tych ludzi, to nie są ani fotoreporterzy sportowi, ani nawet wojenni. To nie są nawet fotografowie ślubni, uprawiający różne chałtury. Ot, trochę zdjęć pamiątkowych, jakieś krajobrazy, ptaszek na gałęzi, własne dziecko (kot / pies / świnka morska).

To przypomina mi sytuację, kiedy do Hondy R type, z silnikiem o zmiennych fazach rozrządu i 320 klaczami pod maską, wsiada siedemdziesięcioletnia staruszka i nigdy (nawet na autostradzie) nie przekracza szybkości 20km/h.

Wiem, że się powtarzam. Wiem, że pisałem o tym, przy okazji zachwycania się nowym Nikonem Z9, że wałkowałem ten temat w Słonecznej stronie fotografii, a także nawiązywałem do niego w Pierwszej części poradnika, Jak zacząć fotografować. Bardzo mi przykro, ale to wszystko jest, jak rzucanie grochem o ścianę. Dlaczego? – pytam – Cały panteon sław fotograficznych, z jakim mi dane było mieć do czynienia, powtarza, niczym mantrę – Fotografujcie tym, co macie! – Dlaczego wszystkie liczące się magazyny fotograficzne na Świecie, prezentują przede wszystkim zdjęcia? I wreszcie dlaczego na licznych konkursach i wystawach, odnoszą sukcesy te obrazki, które są po prostu dobre, a nie zostały zrobione najnowszym sprzętem? Ba! Większość z nich została zrobiona zwykłym telefonem, albo pudełkiem po butach…

Dlaczego to nikogo nie obchodzi?

A wystarczy, że jakiś wypierdek na youtubie powie Wam – kupcie nowego Canona R6 – a już sprzedajecie wszystko co macie, włącznie z niektórymi organami waszego ciała i lecicie z językiem na brodzie, do najbliższego sklepu.

Znacie tego gościa?

To niejaki Li, który ma na YT swój kanał z recenzjami sprzętu fotograficznego. „Wie” o sprzęcie wszystko, miota się po ekranie, w tej swojej za małej idiotycznej czapeczce i sypie słowami – sucks – oraz – awsome – rzuca liczby, cytuje dane, dokonuje drobiazgowej wiwisekcji każdego aparatu, który tylko pojawi się na rynku. To guru, z którym (z tego co wiem) liczy się wielu, nawet poważnych „fotografów”. Ale mnie interesuje jedno.

Czy ktokolwiek z Was widział jego zdjęcia?

Gdybym Was poprosił o wymienienie dziesięciu największych fotografów wszechczasów, pewnie większość nie miała by kłopotu ze sporządzeniem takiej listy. Oczywiście każdy z Was miałby trochę inne nazwiska, nie ma w tym nic dziwnego. Ja też miałbym pewnie inne i byliby to po prostu ci, których osobiście najbardziej lubię. Czyli Robert Doisneau, Henri Cartier Bresson, Sebastião Salgado, Jeanloup Sieff, Helmut Newton, Eugene Atget, Berenice Abbott, Werner Bischof, Araki, Josef Koudelka… Czy jest już dziesięciu? Chyba tak. Wybierałem z pamięci, na szybko, więc nie traktujcie tego składu jakoś specjalnie serio.

A teraz spróbujcie powiedzieć, jakim sprzętem (jakim aparatem, obiektywami) posługiwał się każdy z waszych dziesięciu faworytów. Założę się, że tego nie wiecie, a już na pewno nie o wszystkich. Dlaczego?

Odpowiedź jest prosta. Ponieważ żaden z nich tak naprawdę nie przykładał największej wagi do sprzętu.. Ponieważ to ZDJĘCIA były istotą ich pracy. To dzięki obrazom, które tworzyli, stali się sławni i to tymi obrazami opowiadali swoje historie. I dziś jest dokładnie tak samo. Pierwsze miejsce w konkursie World Press Photo zdobywa ZDJĘCIE. Nie aparat. Oczywiście zawsze znajdą się ludzie, którzy będą dociekać – a czym było robione? – I nie daj Boże, żeby pytany na przykład odpowiedział – Sony A7. Bo wtedy znajdzie się ktoś, kto będzie chciał taką informację wykorzystać. A nie każdy fotograf jest Martyną W. i nie dla każdego to jest ważne. Przeciwnie, niejeden może się wkurzyć, że ktoś, zamiast interesować się jego dziełem, zadaje mu jakieś durne pytania o aparat. Prawdopodobnie, w większości przypadków był to ten, który akurat miał pod ręką…

A teraz wyobraźcie sobie, że mamy rok 2009, czyli dwanaście lat temu. Właśnie pojawił się na rynku absolutny przebój, czyli Canon 5D, Mark II.

Już pierwszy 5D był niesamowity, to była prawdziwa rewolucja. W kolejnej wersji zastosowano doskonałą 21 megapixelową matrycę z 1Ds i szereg ulepszeń, z których najciekawsze były możliwości zapisu filmów. Te były tak dobre, że zaczęto używać tego aparatu w broadcastingu, po raz pierwszy, na tak szeroką skalę, zamiast tradycyjnej kamery video. Kto miał ten aparat w ręku, w tamtych latach, dobrze wie, że to co on potrafił, znacznie przekraczało potrzeby większości fotoamatorów. Obraz o rozdzielczości 5616 x 3744 pixele, umożliwiał wydruk o wymiarach 47 x 31 centymetrów. Kto z Was robi półmetrowe odbitki? Kto w ogóle robi jakiekolwiek odbitki? Kupujecie aparat, który daje Wam taką możliwość, a później wstawiacie zdjęcia na instagrama, gdzie mają tak porażającą wielkość, że trzeba je oglądać uzbrojonym w silne szkło powiększające. Robicie śluby? No to pewnie i tak dajecie zdjęcia na pendrive. Albo na karcie pamięci, wyjętej prosto z aparatu (jeszcze ciepłej). A jeśli robicie wydruki, to 18 x 24 max.

Jest jeszcze kwestia obiektywu. I tak nie wykorzystacie pełnej rozdzielczości matrycy, jak będziecie fotografować obiektywem, na który Was stać. Żeby tutaj „dojść do ściany”, trza wydać na szkło dużo więcej, niż na sam aparat.

I teraz wyobraźcie sobie…

Że przenieśliście się z powrotem do roku 2021, tyle że z tym samym aparatem. Z Canonem 5D Mark II. I powiedzcie mi, co się zmieniło? Czy dziś drukuje się zdjęcia z inną rozdzielczością? Nie. Wciąż jest to 300 dpi. Czy zaczęliście robić odbitki o rozmiarach 0,5 na 0,3 metra? Nie sądzę. Czy do obrabiania zdjęć nadal używacie canonowskiego DPP? Pewnie tak. A może zmienił się rodzaj fotografii, jakie robicie? Też nie…

To powiedzcie mi u diabła,

Czemu na propozycję używania Canona 5D, parskacie pogardliwie i mówicie – Przecież to staroć! Ten aparat ma 12 lat!

Tak w ogóle, to spójrzcie sobie na zdjęcia Tomka Michalskiego. Poznałem go na jednym z forów foto (co dowodzi, że są tam jeszcze normalni ludzie) i obejrzałem jego dorobek. Mnie zachwycił, ale… Wiecie czym pan Tomasz fotografuje? Canonem 5D. Pierwszym. Mark 1, jak kto woli. Zgodnie więc z tym, co mówią liczni znawcy, te zdjęcia nie powinny w ogóle powstać. A jednak powstały i są cholernie dobre.

Załóżmy jednak, że macie gdzieś to całe gadanie. Stać Was nawet na Leicę z kompletem Noctiluxów i Summicronów, albo na Nikona Z9. Kupujecie więc, zapinacie najdłuższą „lufę” z arsenału, no i…

Stawiam piwo, że większość z Was fotografuje najpierw to, co ma najbliżej, za oknem. Ja mam ogródek ze sznurem od prania i kompletem spinaczy. A Wy?

Niektórzy biorą się za liście, a jeszcze inni za robale. Niestety, nie trafia się czarna dziewczynka z sępem czychającym gdzieś za jej plecami. Pech…

No ale dobra. Przypuśćmy, że jesteście wybrańcami losu i trafia się Wam wycieczka do Grecji, Portugalii, albo na Kubę. Bierzecie ten drogi nowoczesny aparat, jedziecie tam i robicie trochę kiepskich zdjęć (bo dobre się cholera nie trafiały), które później przywozicie i wtykacie wszystkim, na każdym możliwym portalu społecznościowym, na jakim udało się Wam zarejestrować.

I powiedzcie mi, czy na tych zdjęciach widać, że były robione Nikonem Z9 z 2021 roku? Albo Canonem R6 z 2020? Albo Canonem 5D z 2008? Ewentualnie Zenitem z 1978? Zwłaszcza, że przecież prezentujecie je wydrukowane, na barytowym papierze, w wystawowym formacie…

Chciałbym, żebyśmy się dobrze zrozumieli.

Nie są to szyderstwa człowieka, którego nie stać na Canona R6, więc wyśmiewa się z tych, których stać. Bo coś takiego właśnie mi zasugerował użytkownik na jednym z forów (z litości przemilczę na jakim). Ponieważ ośmieliłem się doradzić komuś kupno używanej lustrzanki i wyraziłem przypuszczenie, że Canon R6, kosztujący ponad 10 tys. zł (którego zaproponował mój adwersarz), jest po prostu wpuszczaniem nieświadomego człowieka w maliny, więc ten stwierdził, że widocznie „R6 jest moim niespełnionym marzeniem, dlatego się czepiam”.

Jerzy Daniel Szulc – Lis i winogrona – obraz z 1648 r

No cóż, jeśli ktoś chce myśleć, że nie używam takiego, czy innego aparatu, „bo mnie na niego nie stać”, to niech sobie myśli. Tylko że to tak, jakby powiedzieć, że nie używam biustonoszy, bo są dla mnie za drogie. To, że jestem chłopem i ich nie potrzebuję, jest oczywiście bez znaczenia…

W całej mojej karierze nie stanąłem nigdy w obliczu sytuacji, w której mój aparat nie pozwoliłby mi zrobić zdjęcia. Oczywiście byłoby hipokryzją, gdybym twierdził, że między moim Canonem 60D, a Pentaxem K1 nie ma żadnych różnic, bo gdyby nie było, to nie kupowałbym Pentaxa. W ogóle nie kupowałbym pełnej klatki. Tyle, że tak naprawdę, ta pełna klatka nie jest mi potrzebna. Nie pracuję już zawodowo jako fotograf, robię zdjęcia głównie dla siebie i w większości są to zdjęcia pamiątkowe. Jednak fotografia to dla mnie coś więcej, niż instagram, czy jakiekolwiek forum. Czasami chciałbym spróbować czegoś więcej. Czegoś, w czym pełna klatka sprawdzi się lepiej, niż matryca APS-c. Ale wiecie co? Do tej pory nie miałem takich sytuacji więcej, niż… Dwie. Mogę sobie tłumaczyć, że potrzebne, że muszę… Ale to jest tylko żałosna próba usprawiedliwienia zakupu „fajnej zabawki”. Podobnie, jak „niewątpliwe korzyści płynące z posiadania średniego formatu” były dla mnie usprawiedliwieniem zakupu Pentaxa 645. I teraz leży w szafie. Zrobiłem nim cztery filmy przez 8 lat i doprawdy, lepiej bym wydał te pieniądze, kupując jakiś obiektyw EF, albo przeznaczając je na pojechanie w jakieś ciekawe miejsce, z rodziną. Gdzie przy okazji mógłbym zrobić parę zdjęć…

Po drugie – Nie kieruję tych słów do ludzi, którzy robią zdjęcia i to często zdjęcia specjalistyczne. Zresztą, jeśli fotografujecie dzikie ptactwo, albo jesteście Spotterami i polujecie na samoloty, ewentualnie zajmujecie się jakąkolwiek komercyjną działalnością fotograficzną, to dobrze wiecie, czy lepiej się Wam fotografuje bezlusterkowcem, czy lustrzanką i prawdopodobnie przetestowaliście wiele aparatów, razem z obiektywami, by w końcu wybrać ten zestaw, który Wam najbardziej pasuje.

Podobnie, jak malarz artysta, dobrze wie, w jakim sklepie kupić farby i pędzle, które sa dobre, choć tanie, a które się nie nadają do niczego, pomimo efektownego wyglądu i szpanerskiego złoconego logo znanej firmy. Nie ma artystów, którzy rejestrują się na forum i zadają pytanie – Jakie kupić farby? To są najwyżej…

Ci, którzy dopiero zamierzają coś robić.

Ale jeszcze nie próbowali. Nie mają żadnego doświadczenia i chcieliby się czegoś nauczyć. Jeśli chodzi o fotografię, to dopiero coś tam próbowali telefonem, albo pożyczonym kompaktem. Nie bardzo mają pojęcie o przysłonie i tak naprawdę nie do końca wiedzą, co właściwie chcą fotografować.

Ten temat wałkowałem już niejednokrotnie, aż do znudzenia. Teraz mam inne pytanie, zwłaszcza do tych „miszczów”, którzy wiedzą wszystko na temat sprzętu, cen, promocji, dostępnych apdejtów softu, stacji dokujących do kalibracji obiektywów i algorytmów autofocusa. Do tych, którzy gdy ktoś poprosi o poradę – Słuchajcie, moja córka właśnie poszła do szkoły fotograficznej, jaki aparat powinienem jej kupić, do nauki? – z miejsca wykrzykują – Canona R6! Albo Leicę! I do tych, którzy słysząc, że ktoś ośmiela się używać sprzętu starszego niż dwuletni, opluwają się aż ze złości, wrzeszcząc, że – To się nie nadaje!

Pokażcie jakieś zdjęcia!

Bo jak się trochę rozejrzeć po różnych forach, blogach i tym podobnych miejscach, to można odnieść wrażenie, że zdjęć właściwie już nikt nie robi. Że wszystkie te społeczności, to są fora sprzętowe, albo ludzie pracujący dla działu marketingu firm produkujących rzeczony sprzęt. Krótko mówiąc, można dojść do wniosku, że…

Fotografia NIE polega na fotografowaniu!

Czy naprawdę tego nie widzicie? Czy naprawdę Waszym hobby jest robienie zdjęć, czy posiadanie urządzenia? Czy jest na sali jakiś Fotograf?

Nie zwracajcie uwagi na to, ile Wasz aparat ma lat. Nie przejmujcie się opiniami ludzi, dla który najważniejsze w seksie jest odpakowywanie prezerwatywy. Nie zatruwajcie sobie życia przejmując się, że nie stać Was na ten, czy na tamten obiektyw. Czas spędzony na forach internetowych i na fejsbukach, zamieńcie na wyjście do miasta z aparatem (jakim bądź). Albo jedźcie na wieś. Albo zróbcie cokolwiek. Poczytajcie jakieś stare magazyny o fotografii, spróbujcie podnieść na wyższy poziom swoją wiedzę o robieniu zdjęć, idźcie na jakąś wystawę i wreszcie wydrukujcie jakieś odbitki! A następnie oprawcie je ładnie i powieście na ścianie. Ale na litość boską, przestańcie już ględzić o sprzęcie! Gdyby Michał Anioł spędzał całe dnie na analizowaniu struktury minerałów i kątów ostrza dłut kamieniarskich, nigdy by niczego nie wyrzeźbił. Wy też nigdy niczego nie zrobicie, tylko o tym dyskutując. Zajmijcie się fotografowaniem, to przynajmniej coś po Was zostanie. W przeciwnym wypadku, czeka Was los kłębka papieru toaletowego. Bo też tyle są te wszystkie dyskusje warte…