Czyli aparaty z tamtych lat – Część 1
Niedawno pisałem o fotografii na filmie. Że powraca… Entuzjaści nałożenia całej ludzkości smart – kagańców, gadżeciarze i onaniści sprzętowi oczywiście parskną w tym momencie śmiechem i zaczną udowadniać, że „fotografia tradycyjna już w zasadzie nie istnieje, a ci, którzy twierdzą inaczej są zacofanymi burakami, nie przyjmującymi do wiadomości w jakim świecie żyją”.
Oczywiście to, że film wraca, wiedzą tylko ci, którzy umieją wyciągać wnioski z tego, co widzą. Nie widzi tego Rupert1 i większość ludzi, którzy zaludniają tzw „portale społecznościowe poświęcone fotografii (wliczając w to fora tematyczne)”. Wejdźcie na dowolny z nich, a zobaczycie dyskusje na temat sprzętu, o takiej ilości trudnych słów, że będziecie się bali odezwać. Powiedzieć tam, że fotografuje się Prakticą? To już lepiej założyć koszulkę z podobizną Jasera Arafata i wyjść w niej na spacer po ulicach Tel-Avivu.
Ci szydercy, już wkrótce się przekonają, że nie mieli racji i to ONI w pierwszej kolejności ustawią się w kolejkach po aparaty „analogowe”2, a także będą piać z zachwytu (jakie zrobili odkrycie) i zastanawiać się, jakby tu przy okazji zarobić parę złotych, na frajerach. Będą Wam tłumaczyć, jak powinien wyglądać „prawdziwy aparat na film”…
… i roztaczać przed Wami wizję, jacy to będziecie atrakcyjni, gdy go (od nich) kupicie. Dopiero co pluli na Was i szczali na tradycyjną fotografię, a tu proszę. Cudowne nawrócenie!
Ponieważ nie chcemy obudzić się pewnego dnia „z ręką w nocniku”, więc już dziś powinniśmy się zacząć zaopatrywać w odpowiedni sprzęt. Oni jeszcze się nie pokapowali, ale zrobią to niebawem i wtedy za starego „kultowego” Zenita, będą wołać tyle, co za pełnoklatkową cyfrową lustrzankę. To samo będzie dotyczyło obiektywów, powiększalników, koreksów i całego wyposażenia ciemni. A co do sprzętu nowego… Nie wiadomo jeszcze, co nam zaprezentuje Pentax. Jeżeli tam, u nich, ktoś zrozumiał, czego tak naprawdę potrzebują ludzie, to dostaniemy coś w rodzaju KX, albo Z1, tylko że znacznie lepsze i za cenę, na którą będzie nas stać. Jeśli jednak decydujący głos miał Rupert… To niech Bóg ma nas w swojej opiece. Wtedy zostaje nam tylko rynek aparatów używanych, a ten kurczy się z dnia na dzień, w zastraszającym tempie.
Nie będzie to przegląd wszystkiego, co tylko można kupić. Nie będę też opowiadał Wam historii firm, wymieniał poszczególnych modeli, ani opisywał, którą dokładnie śrubką się różniły. To jest wiedza przydatna dla kolekcjonerów, a nie dla Was. Ja postaram się po prostu pokazać Wam kilka aparatów, różnych typów, w większości, kiedyś tam przeze mnie używanych. Ot tak, żebyście wiedzieli, od czego właściwie zacząć.
Chronologicznie, powinienem zacząć od Feda, a właściwie od Smieny. Tylko że Fed jest aparatem celownikowym, a Smiena to w ogóle wyższa szkoła jazdy. Moim drugim aparatem i zarazem tym, którym zrobiłem najwięcej zdjęć na filmie, była Praktica MTL5. I od niej zaczniemy.
MTL5 jest typowym przedstawicielem serii z pryzmatem pentagonalnym i wbudowanym światłomierzem TTL (mierzącym światło przez obiektyw). Pierwsza była Praktica LTL, później Super TL1000, następnie LTL3 i kilka modeli MTL. Od 3 do 50, przy czym LTL2, MTL50 i jeszcze parę z nich, miało wskazania światłomierza realizowane diodami LED w kształcie strzałek, a cała reszta zadowalała się zwykłą wskazówką. Praktica MTL5 miała wskazówkę.
Poza tym, różnice pomiędzy poszczególnymi aparatami, dotyczyły drobiazgów. Albo innej matówki, albo użytej w światłomierzu baterii, ewentualnie sposobu pomiaru światła. Chodzi tu o to, że aby zmierzyć światło w takiej MTL5, należało przymknąć przysłonę do interesującej nas wartości, a następnie wcisnąć odpowiednią dźwignię (2), która uruchamiała popychacz, a ten wciskał specjalny bolec w obiektywie i odczytać pozycję wskazówki na matówce. Wskazówka w górze – prześwietlenie, na dole – niedoświetlenie, na środku – poprawna ekspozycja. Niektóre matówki miały wygrawerowane odpowiednie oznaczenia. Plus + minus – i zero. Rzecz w tym, że po przymknięciu przysłony, obraz w wizjerze wyraźnie ciemniał i choć z jednej strony, umożliwiał podejrzenie głębi ostrości, to z drugiej strony, utrudniał samo ostrzenie, czynił bezużytecznym tzw „klin” służący do precyzyjnego ustawienia tejże, oraz ogólnie sprawiał, że obserwowany obraz stawał się ciemny, niczym wnętrze piwnicy.
Dlatego wymyślono „pomiar przy otwartej przysłonie” i nazwano go LC. Stąd wszystkie Praktiki z tym wynalazkiem, nazywały się LLC, PLC, lub VLC. Ta ostatnia zasługuje na szczególną uwagę, ponieważ możemy wyjąć z niej pryzmat pentagonalny i włożyć tzw „kominek” z matówką, do którego zaglądamy od góry. Albo taki sam kominek, tylko że z lupą, przydatny np w makrofotografii.
Bajer z „otwartą przysłoną” polega na tym, że pierścień przysłony w obiektywie, to również potencjometr, który przekazuje swoją pozycję do układu pomiarowego, za pomocą trzech styków, znajdujących się zarówno w obiektywie, jak i w korpusie aparatu. Obiektyw tego rodzaju (6) ma oznaczenie „electric” (jest pokazany właśnie powyżej). Czy warto szukać akurat któregoś z tych modeli Praktici? Moim zdaniem nie. Jeśli się opanuje czynności związane z nastawieniem ostrości, przysłony itd, to fakt „ściemnienia” obrazu podczas pomiaru światła, nie jest aż tak uciążliwy. A gdy nie mamy obiektywu „electric”, tylko inny, cały system przestaje mieć sens. No i jeszcze jest kwestia baterii. W Prakticach VLC bateria ma 4,5 Volta i wygląda tak…
… A jej zdobycie graniczy z cudem. Trzeba kombinować samemu i zbudować sobie adapter, do którego włożymy trzy 1,5 Voltowe pastylki. Tylko po co? W MTL5 jest miejsce na zwyczajną, pojedyńczą pastylkę, z kołnierzem, czyli L1650, lub bez kołnierza. Dlatego, gdybym miał powiedzieć, który model Praktici jest „najlepszy”, najprawdopodobniej wskazałbym MTL5, lub MTL5B. Jakie są różnice między tymi dwoma? Niewielkie. Piątka ma klin na matówce złożony z dwóch pól (połówek), w 5B jest on trójpolowy, ukośny. Kółko oznaczające prawidłowe naświetlenie, zastąpiono trójkątem. I to właściwie chyba tyle. Różnice pomiędzy MTL5 i MTL3 dotyczyły różnic w polu widzenia, gdzie w Piątce było to 96%, a w Trójce 92%. No i Trójka miała inną (brzydszą) okleinę.
Zakładanie filmu omówiłem w jednym z poprzednich rozdziałów, o fotografii tradycyjnej, więc nie ma potrzeby powtarzania tego tutaj. Po wykonaniu tej czynnosci, cała reszta sprowadza się do naciągnięcia migawki, dźwignią (1), ustawienia czułości filmu i czasu naświetlania migawki, za pomocą pokrętła (4), ustawienia ostrości, oraz przysłony, tak, aby po wciśnięciu dźwigni (2), wskazówka w wizjerze znalazła się na „zerze”. Dziś nazwalibyśmy ten „program” programem preselekcji czasu. To znaczy, że ustawiamy jeden czas (najczęściej jest to 1/125, albo 1/250) i dobieramy według wskazań światłomierza przysłonę. Odwrotnie też się da, ale musimy pamiętać, że o ile w jedną stronę możemy „dojechać” do 1/1000 sek. to w drugą, 1/125 jest granicą. Przy dłuższych czasach zdjęcia z ręki, prawie na pewno wyjdą poruszone. A jeśli fotografujemy z teleobiektywem, na przykład takim…
To lepiej by było zaczynać od 1/250. Albo użyć statywu. Praktica miała jeszcze jedną ciekawą funkcję, a mianowicie coś, co od biedy można by uznać za „wstępne podniesienie lustra”. Gdy użyliśmy samowyzwalacza (5), najpierw podnosiło się lustro i po około dwóch sekundach następowało zwolnienie migawki. Gdy ta była nastawiona na czas B, samowyzwalacz otwierał ją na około 5 sekund. Wszelkie inne (dłuższe) czasy, można było realizować za pomocą zwykłego wężyka spustowego, z blokadą, wkręcanego w odpowiednie gniazdo w spuście (3). Krótsze, aż do jednej sekundy, dawało się ustawić gałką czasów (4)
Gałka ta służyła również do wprowadzania czułości filmu i w większości mechanicznych lustrzanek z tamtej epoki, robiło się to w niemal identyczny sposób.
W wycięciu na górze jest widoczna skala czułości (tu, zarówno w jednostkach ASA, jak i DIN). Wystarczyło unieść pokrętło w górę i obrócić go tak, aby zmienić tą wartość w granicach od 12 do 1600 ASA (12 – 33 DIN). Ponieważ aparat nie miał tzw. Kompensacji ekspozycji, więc robiło się to, zmieniając o jedną działkę czułość, co odpowiadało 1 EV. W praktyce jednak, mało kto tego używał. Radziliśmy sobie w znacznie prostszy sposób, przymykając lub otwierając przysłonę o odpowiednią wartość, względem tego, co pokazywał światłomierz.
Podsumujmy. Praktica jest klasyczną lustrzanką mechaniczną i ma wszystko, co tylko taki sprzęt mieć powinien. To taki Pentax K1000, tylko że wybudowany w socjalistycznym kraju i wielka szkoda, bo jest to aparat niemal idealny. A raczej byłby, gdyby jego jakość wykonania była lepsza. Niestety Praktiki się psuły. Winę za to ponosiły nieodpowiednie i niestarannie obrobione materiały, niechlujny montaż, a także parę drobnych błędów konstrukcyjnych. Jeśli jednak trafimy na dobry egzemplarz i będziemy o niego dbać, to nie powinien nas zawieść. Co to znaczy dbać? Przede wszystkim, nie zostawiać aparatu, na długie miesiące, z naciągniętą migawką. Nie starać się „wycisnąć” z 36 klatkowego filmu 43 zdjęć, naciągać delikatnie i do końca, oraz obchodzić się z pewną ostrożnością, z pokrętłem zmiany czasów. Jest ono sprzężone z potencjometrem światłomierza, znajdującym się na spodzie korpusu, poprzez metalowy wałek z dwoma kołami zębatymi, zrobionymi z plastiku. Gwałtowne obracanie pokrętłem, kończy się połamaniem tych kół i wyłączeniem z pracy światłomierza.
No i to by było w zasadzie tyle. Praktica z całą pewnością jest dużo lepszą i dającą większe możliwości, alternatywą dla Zenita. W latach 70 i 80 był to aparat „wysokiej klasy”, o którym wielu marzyło. Oczywiście istniały jakieś tam Pentaxy, Nikony i Canony, ale dostęp do nich mieli jedynie nieliczni. Zmieniło się to dopiero w połowie lat 90. Praktica jednak nadal pozostawała aparatem wielce użytecznym. Po krótkim epizodzie z Fedem 5B (to ciekawe, że miał takie samo oznaczenie, co Praktica) był to mój podstawowy aparat (nie licząc kilku Zenitów) przez kilka ładnych lat. Mam go do tej pory i zapewne jeszcze nie raz będę nim robił zdjęcia.
W następnej części przyjrzymy się Zenitowi. Chcąc zacząć przygodę z fotografią tradycyjną, możemy też kupić Zenita, ale według mnie, nie jest to dobry pomysł. Nie jest to aparat dobry „na początek”. Kiedyś Zenit był jak Fiat 126p. Był gówniany, ciasny i niebezpieczny, ale zmotoryzował Polskę (tak się powszechnie uważa). Bo nie mieliśmy innego. Dlatego Zenitowi należy się miejsce w historii fotografii amatorskiej i dlatego też, pokrótce go omówimy. Ale żeby nim robić zdjęcia? To zajęcie dla Chucka Norrisa. Ale nie dla Was…
1 Rupert jest wymyślonym przez Jeremiego Clarksona synonimem tępego i ograniczonego intelektualnie przedstawiciela młodej elity finansowej. W tych wielkich firmach, które wciskają nam te swoje gadżety, planowaniem i wdrażaniem ich na rynek, zajmują się właśnie tacy ludzie…
2 Tym razem użyłem słowa „analogowe”, ale wolę „tradycyjne”, albo po prostu, na film. Słowo „analogowe przyjęło się na całym świecie, dla fotografii na filmie, ale jest to określenie niepoprawne i staram się go unikać.
Tak, Grzegorzu, bardzo niepolularne stwierdzenie. „Różnice między modelami, dotyczyły drobiazgów”. To tak jakby stwierdzić, że nowy ulepszony algorytm wykrywania pryszczy nie jest powodem do zmiany przestarzałego zeszłorocznego aparatu na nowszy model.
Ja tam na Pentaksa nie czekam. Tzn jeśli wypuszczą coś sensownego w formacie 135 w cenie mniejszej niż dwa szwedzkie sześciany to chętnie. Póki co, zaopatruję się w kilka niedocenianych (a przez to wciąż względnie tanich) małych obrazków, które powinny mi starczyć do końca żywota.
Zenit to grat, lustrzankowy 126p, ze szmacianą migawką oferującą garść jako takich czasów, z odrzutem godnym małego moździerza. Ale sprawny egzemplarz doprawdy da się polubić. O ile ktoś lubi jeździć rzęchami pokroju Malucha. Telepie, silnik o kulturze pracy młockarni, hamulce godne motoroweru ale radochy po pachy. Wyczaskałem nim dzisiaj pół rolki.
Warto byłoby wspomnieć o zakresach działania światłomierza bo w Praktikach światłomierz nie działa na wszystkich czasach . I teraz jeśli ktoś o tym nie wie to zaraz poleci z wielką mordą do sprzedającego , że mu zepsuty aparat sprzedał .
Wieńczysław, ja wiedziałem, że jak będzie o Praktici, to się w końcu odezwiesz 😀
Oczywiście masz rację, ale… Nie napisałem o tym, ponieważ zakładam, że jeśli ktoś będzie chciał kupić ten aparat, to zada sobie również trud znalezienia i przeczytania instrukcji, albo nawet zaopatrzy się w książkę „Fotografujemy aparatem Praktica”. Nie chciałem, żeby te artykuły przypominały właśnie instrukcję, a nawet gdyby tak było, to i tak nie byłbym w stanie napisać o wszystkim. To ma być tylko garść luźnych uwag i „przedstawienie” sprzętu, żeby zorientować się w jego możliwościach i móc ocenić, czy „ten aparat właśnie mi odpowiada”. Instrukcia użytkowania, później. Poza tym, każdy może napisać do mnie i zapytać o wszystko, czego nie wie i czego nie może znaleźć w dostępnych materiałach
Witaj, pamiętam jak niesamowitą frajdę miałem kiedy z zenita przesiadłem się na prakticę… Jaki to był przeskok… Pozdrawiam – Dawid (dziś się poznaliśmy w Carfin)
Witaj witaj Dawidzie! Cieszę się, że zajrzałeś. Czuj się jak u siebie w domu 😀 Tylko uważaj, bo moje wpisy są… Jak to określił ktoś na jednym z forów foto, „zbyt radykalne”. Czytasz na własną odpowiedzialność 😀